Retomamos el andar con la vestimenta seca.i dotarliśmy do schroniska w bardzo pięknym miasteczku Larrasoaña prowadzonego przez gminę, a w nim 76 łóżek, spieszyliśmy się by być wczesnym popołudniem kiedy schronisko otwiera swoje podwoje, zjawiliśmy się trochę wcześniej z niepokojem patrząc na ilość wędrowców
- czy dostaniemy miejsce? -
załapaliśmy się...ufff... ten który zjawi się później może zostać bez miejsca noclegowego i wtedy zaczyna się problem.
Ja jak zwykle na wysokościach, Raiza też, na jej łóżku, na dole ułożył się jakiś Azjata, chyba Koreańczyk, z którym nie było jak się porozumieć, Raiza na górze, Koreańczyk na dole, ciągle ktoś kradł im drabinkę, tzn Raizie, nie mogła zejść z wyżyn. a Koreańczyk ułożył się na swoim łóżku zamknął oczy pewnie zmęczony a może medytował jak przystało na Drogę i nie było jak go poprosić żeby się przesunął, by Raiza mogła swoje nóżki oprzeć na jego łóżku i zejść...siedziała na wysokościach bezradna nie wiedząc co zrobić a ja patrząc na tę scenę dostałam głupawki nie do opanowania, widok był przezabawny. W końcu poszłam poszukać tej nieszczęsnej drabinki, miał ją jakiś bardzo otyły Francuz więc nie dziwota, że drabinki potrzebował, moja przyjaciółka mogła zejść a nasz Koreańczyk ani drgnął.
Finalmente llegamos al refugio municipal de Larrasoaña, un muy pintoresco pueblito. El albergue disponía de 76 camas. Nos urgía llegar temprano lo antes posible antes que el sitio se llenara para no tener que buscar otro lugar de pernoctar. Lo logramos, yo como siempre ocupe la cama en las alturas, Raiza igual, pero tuvo del compañero en la parte de abajo , un señor de Asia, sospechamos que de Corea, con cual no hubo forma de comunicarse, se acostó en su cama cansado. Raiza arriba, el abajo, alguien se llevo la escalera de Raiza, la pobre no pudo bajar, el coreano no daba señales de vida y no hubo como poner los pies en la cama de abajo...situación para mi fue comiquisima, me atacó una risa incontenible, por fin fui en busca de la escalera, la tuvo un, muy gordo, francés, que le tocó la cama de arriba y su gordura impedía que bajase sin escalera. Le quité la escalera y finalmente Raiza pudo bajar y salimos al pueblo.
Wyszliśmy na miasteczko, bardzo urocze, chcieliśmy je poznać ale też coś zjeść, wszystko było zamknięte, był to dzień Bożego Ciała, w końcu gdzieś natknęliśmy się na jedyną restauracyjkę, gdzie coś można było przegryźć.
El pueblito nos pareció muy acogedor, lo recorrimos de punta a punta a la vez buscando un sitio para cenar, todo estaba cerrado, fue el día de Corpus Cristi, finalmente encontramos un restaurancito lleno de peregrinos igualmente hambrentos y pudimos saciar nuestro hambre.
07.06.2010. Larasoaña -Pampeluna, 16 km
Wstaliśmy najwcześniej jak się dało, cichutko by nie budzić innych, a szczególnie naszego Koreańczyka, przed nami było 16 km, plecaki dalej na naszych plecach, mieliśmy dotrzeć de stolicy Nawarry, Pampeluny, a wcześnie wyszliśmy, by dostać w schronisku miejsce,
podejrzewaliśmy, że w Pampelunie może być trudniej ale też dlatego, że chcieliśmy trochę po tej Pampelunie pochodzić. Wyszliśmy bez śniadania...
07. 06. 2010 Larrasoaña - Pamplona, 16 km
Amanecimos muy temprano, salimos en la oscuridad y sin desayunar, empacamos y nos vestimos silenciosamente para no despertar a los otros especialmente a nuestro coreano, nos esperaba 16 km para llegar a Pamplona, la capital de Navarra , seguimos cargando nuestras mochilas, la partida tan temprana se debió a la intranquilidad de no conseguir puesto en el albergue, pero también para tener suficiente tiempo para conocer esta interesante ciudad.
Pierwsza wioseczka, Akerreta, śpiąca jeszcze, a my głodni...
La primera villa. Akarreta, pareció totalmente sumergida en sueño.
tylko konie włóczące się po dróżkach...potem była następna miejscowość Irotz, równie śpiąca, ale pewnie z myślą o wczesnych pielgrzymach stał przy ścieżce automat, w którym taniusio można było sobie zafundować gorący napój, ja kawę!!!
Solo los caballos recorrían los senderos...entramos al Irotz, otro pueblo sin despertar y nosotros hambrientos, pero si encontramos un dispensador de café y té caliente, por supuesto que nos servimos , yo café.
Trasa wiodła obok autostrady ale ścieżka wysoka, autostrada gdzieś tam niżej, piękne tereny, piękna przyroda,
La ruta fue trazada al borde de una autopista , pero por una vereda muy por encima de su nivel entre unos terrenos campestres y una naturaleza muy fresca.
storczyki polne
las orquideas silvestres
Przechodzimy pod autostradą obrośniętą żarnowcem.
En un momento pasamos por debajo de la autopista.
i ciągle bez śniadania...
y continuamos sin desayuno.
i docieramy do Villavy...wreszcie większa miejscowość, przechodzimy przez most pamiętający panowanie Rzymian.
Llegamos a una ciudad mas grande, Villava y cruzamos por un puente que recuerda los tiempos de dominio romano.
i w końcu mogliśmy zjeść śniadanie, było wyjątkowo dobre, kanapka słusznych rozmiarów ze wspaniałą, hiszpańska wedliną
i pieczoną papryką.
y finalmente encontramos un sitio para desayunar, fue un desayuno excepcional...un sandwich de tamaño considerable con embutidos españoles y pimentones horneados...hmmm...sabrosismo.
Villava łączy się z Burladą, przeszliśmy przepiękną aleją drzew, platanów , których gałęzie zostały poprzeplatane i zrosły się tworząc ocieniony tunel.
Villava se une con otro pueblo, Burlada , caminamos bajo un tunel vegetal de los plátanos entrelazados.
Trochę sielskich widoczków z łaciatymi końmi.
Unas vistas bucólicas con los caballos curiosamente manchados.
i już jesteśmy na moście prowadzącym do
Pampeluny czyli na puente de la Magdalena nad rzeką Argą, Most Magdaleny jest z XII wieku.
y finalmente alcanzamos la meta...llegamos a Pamplona.
Atravesamos el Puente de Magdalena sobre el río Arga construido en el siglo XII.
Pampeluna jest otoczona wspaniałymi murami obronnymi a ja pod murami miasta w głębokiej fosie.
Pamplona fue protegida por una potente muralla que hoy sigue mostrando su extraordinario estado.
Brama do miasta.
La entrada a la ciudad.
szczęśliwa , skończyło się wędrowanie w tym dniu, jesteśmy na miejscu!
Feliz por llegar, algo cansada.
Starówka ciasno zabudowana kamienicami a plecak już bardzo mi ciążył..
La ciudad vieja muy densamente edificada.
Y mi mochila ya me pesaba mucho.
W drodze do schroniska przechodzimy obok ratusza , pierwszy w tym miejscu wybudowano w połowie XV wieku, w XVIII zburzono stary i postawiono nowy o froncie w stylu rokoko...z tego ratusza dziś pozostał tylko ten front reszta została całkowicie zmodernizowana, widać na zegarze, że dotarliśmy do Pamplony o 13. Świetna pora na znalezienie miejsca noclegowego i świetna na zwiedzenie miasta.
Caminando hacia el albergue nos topamos con uno de los edificios mas hermosos de la ciudad - el ayuntamiento, en el siglo XV en este lugar han construido el primero , en el siglo XVIII fue derrumbado y en su lugar han construido nuevo cuyo frontón en estilo rococó perduró hasta hoy, el resto fue modernizado.
El reloj enseña la una de la tarde..muy buena hora de llegada, quedó suficiente tiempo para visitar la ciudad.
A tak wyglądało schronisko, przepiękne, jedno z najpiękniejszych na trasie, zwie się "Jesus y Maria" , jest na 112 osób, znajduje się w dawnym kościele.
El albergue "Jesus y Maria" , uno de los mas bellos en todo Camino, tiene 112 camas y fue establecido en una antigua iglesia.
Natychmiast udaliśmy się na miasto.
Enseguida fuimos a las calles.
gdzie panowała bardzo miła atmosfera, poczuliśmy się świetnie, ani znaku zmęczenia.
que mostraban un ambiente muy simpático, el ambiente en seguida nos atrapó, el cansancio desapareció por arte de magia.
A kiedy zobaczyliśmy te dziewczyny, pognaliśmy za nimi, spodziewając się, że będzie flamenco.
Estas jóvenes prometían un espectáculo de flamenco, hubo que seguirlas .
i było...tutaj utknęliśmy na długo.
y no nos equivocamos , aqui nos quedamos un largo rato.
Skończył się nasz 5 dzień na Drodze, cdn
Wspaniale zdjecia,wspaniale miejsce, trudna droga,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdroga moze i trudna, ale przy tylu atrakcjach jest absolutnie do pokonania. I ciagle ma sie ochote na wiecej. Pozdrawiam
UsuńO rany! Macie zdrowie! Ja wprawdzie lubie wedrowac, ale niekoniecznie obladowana jak juczny wielblad. I, oesu, te warunki noclegowe! Kiedy bylam harcerka, takie warunki bylyby luksusem, wtedy sypialo sie w znacznie prymitywniejszych namiotach, na samodzielnie zbudowanych pryczach z siennikami. Jednak od pewnego wieku czlowiek jednak potrzebuje minimum wygod, zadnych chrapiacych chlopow na sali. No i nieprzyzwyczajona do pietrowych poslan, moglabym sobie krzywde zrobic wedrujac w nocy siusiu. Aleee... okolicznosci przyrody, obiekty mniej lub bardziej starozytne rekompensuja pewne niewygody. Niemniej ja bym sie na taka pielgrzymke nie udala, predzej podjechalabym autem :)))
OdpowiedzUsuńDAlismy sobie calkiem dobrze rade, widzielismy po drodze wielu duzo mlodszych, ktorzy wycofywali sie z wedrowki, ktos skrecil noge, innym odciski nie daly dalej isc. A nasze stopy nie mialy najmniejszego otarcia , zadnego odcisku, mielismy swietne buty, t5e ktore widac u mnie wytrzymaly 3 tygodnie codziennego marszu, a nie byly to buty markowe. Jezeli chodzi o spanie miedzy setką osob to zmeczenie powodowalo, ze nic nikomu nie przeszkadzalo. Troche problemow stwarzaly dla mnie wspolne toalety, ale mozna bylo sie przyzwyczaic.
UsuńAutem? no nie, trzeba nuszkami trase pokonywac po sciezynkach i drozkach.
Mnie kiedyś (w podstawówce jeszcze) taka drabinka od piętrowego łóżka spadła na stopę i złamała palec.
OdpowiedzUsuńNo to te drabinke zapamietales na cale zycie...
UsuńZmeczylam sie i ledwo nadazalam!
OdpowiedzUsuńAle ladne kwiatki!
No..kwiatki ladne, zawsze...
UsuńWiesz, ze chyba nasz Tadeuszek zachorowal na covida.
o matko! mam sie z nim widziec dopiero jakos w styczniu, wiec tego. Na razie moge tylko szybkiego wyzdrowienia zyczyc! Mlodzian, to powinno mu isc ulgowo.
UsuńNie wiem dokladnie czy to covid ale zadzwonila do mnie asystentka i powiedzlala ze odwoluje wizyte bo p.doktor jest chory, zapytalam czy to covid, odpowiedziala, ze ma nadzieje ,ze nie. Do dzisiaj do mnie nie zadzwonili a uplynelo 3 tygodnie. Ale on mlody wiec jezeli zachorowal to pewnie lekko, a pewnie ma kwarantanne.
UsuńWspaniała przygoda w uroczych plenerach i ciekawych miejscowościach. Spotkania z ludźmi i kulturą. Może i ja kiedyś zawitam do Hiszpanii. Tam mieszka moja córka.
OdpowiedzUsuńOj tak przygoda swietna, ciagle chce jeszcze troche tam powedrowac. Moze sie uda, choc lata leca. Masz corke w Hiszpanii? no to sprawa jest prosta. Ja mam corke w Porto. Pandemia w tym roku trzyma mnie w Polsce.
UsuńOżywają wspomnienia, nie tak niesamowite jak twoje, jednakoż wędrowało się swego czasu i takie wędrowanie to było to lubiłam bardzo! Co prawda plecaki nosiłam znacznie lżejsze! Różne suszące się rzeczy widziałam na plecakach, gatek jednak nie, eleganckie te gatki P. :)
OdpowiedzUsuńTo rokoko na ratuszu w Pampelunie, jak dla mnie stanowczo przeładowane. Cała reszta zachwyca!
Eleganckie gatki...hahaha...P. bedzie zadowolony jezeli mu to przekaze.
UsuńRokoko musi byc przeladowane, ratusz jest duma Pampeluny, ale to tez nie jest moj styl.
Tez zauwazylam, ze sa prima sort! Swietny - swoja droga - sposob na suszenie. Tylko ja bym sznureczkiem przeciagnela przez dowolne dwa otwory teksylia i doczepila do plecaka, na wypadek, gdyby w/w tekstylia chcialy wybrac wolnosc!
UsuńTen prima sort na pewno byl wyciagniety ze stosu gatek pt. Wszystko za 2 zl...a jezeli chodzi o umocowanie suszarki to mozesz byc pewna,ze nawet bomba atomowa nie wyrwalaby by ja z plecaka.
UsuńPodziwiam to Twoje wędrowanie Grażynko, gdzieś daleko w świecie. Ja również lubię wędrować ale chodzimy dużą grupą i tutaj w Polsce. Ty natomiast w obcych krajach w dwie, trzy osoby pokonujecie nowe trasy, zdobywacie nieznane miejsca:))Dzielna i odważna:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:))
W Polsce tez sie swietne wedruje, od kilku lat to robie, mam duze zaleglosci, nie bylo mnie tutaj lat 40!. Pozdrawiam Cie serdecznie
UsuńTa wędrówka to jedno z moich największych marzeń, mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane je spełnić. Przepiękne zdjęcia, aż się rozmarzyłem... Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńOj Maksie!!! jestem absolutnie przekonana,ze Droge zrobisz i to jej cale 800 km. Zdjecia moze i bylyby lepsze, ale nie wzielam mego aparatu bo ciezki jest okrutnie, mialam leciutki corki, taki prosty i tani ale zdjecia pokazuja piekno Drogi.
UsuńPozdrawiam !
Miło się czyta i wędruje z Wami, ale podejrzewam, że teraz się dobrze pisze, ale w rzeczywistości to długa męcząca droga. Podziwiam, zwłaszcza noclegi chyba mnie by zabiły.
OdpowiedzUsuńTo co robi Chavez jest niezrozumiałe, doklejony od rzeczywistości, podobnie robi się u nas, mam nadzieję, że nie dojdzie do tego, co jest w Wenezueli.
Zdrowia życzę.:))
Oczywiście, odklejony...
UsuńWiesz, masz absolutną racje, ze w Polsce dzieja sie rzaczy bardzo podobne do tego co robil Chavez i jego nastepca, musze sie przyznac, ze strach mnie ogarnia, juz przezylam to w Wenezueli i nie chce powtorki w Polsce. Ten sam sposob na zdobywanie sobie ludzi i co jest z tym zwiazane niszczenie ekonomii. Wenezuela to kraj absolutnie zrujnowany mimo ogromnych bogactw naturalnych. ehhh, trudno jest na ten temat pisac.
UsuńA wracajac do wedrowki, to nie odczuwalam jej jako meczacą, bylo zmeczenie, ale tez satysfakcja i chec wyruszenia ma drugi dzien. Dobrym sposobem na pokonywanie drogi, jest mozliwosc przerwania jej w momencie kiedy juz dalej bylo trudno, zawsze sie znalazlo jakies schronisko by konczyc trase w danym dniu. Kilka razy nam sie tak zdarzylo, czasem tylko dlatego, ze po prostu bylo tak ladnie, ze warto bylo sie zatrzymac i pozostac niz isc dalej.
Jestem szczesliwa,ze udalo nam sie przejsc czesc tej drogi.
Tez zdrowia dla Ciebie!
Obejrzałam i poczytałam wczoraj, dzisiaj drugi raz. Tym razem najbardziej zachwyciły mnie pnące róże na ścianach domów, jak z bajki. Piękno tej drogi wynagradza całe zmęczenie.
OdpowiedzUsuńTe pnace róże rzeczywiscie byly bardzo drodne, na wiosne w przyszylm roku chce taka róże posadzic pod oknem mojej kuchni, moze sie rozpanoszy na scianie budynku.
UsuńMasz racje zmeczenie wynagradza entuzjazm i szybko znika. Raz tylko ledwo doczlapalismy do schroniska kiedy zrobilismy 25 km i to z plecakami...ale na drugi dzien juz bylismy jak nowo narodzeni..
Jestem pełna zachwytu po obejrzeniu zdjęć (pnące róże, żarnowiec, koń, czerwone, drewniane drzwiczki, ponad tysiącletni dom, kamienne mosty...) oraz wczuciu sie w Waszą wędrówkę. Jednak nie ma to jak piesze wędrowanie! Podczas jazdy samochodem, czy nawet rowerem dużo człowiekowi umyka. A tak można się zatrzymać gdzie bądź, zapatrzeć, westchnąć, zamyślić, chłonąć koloryt i zapach danego miejsca. Cudo! Ależ bym powędrowała!
OdpowiedzUsuńUśmiałam sie czytając Twoją opowieść o brakującej drabince! Ech, ten śpiący niczym suseł Koreańczyk!:-)
Grażynko, pozdrawiam Cię serdecznie, ogromnie dziękując za ten odcinek opowieści!U mnie za oknem już zima a tam na Twych zdjęciach takie cudne, wielobarwne lato!:-))
Tak ..piesze wedrowanie to najlepszy sposob na turystyczne doznania.
UsuńJezeli chodzi a pietrowe lozka to dwa razy o malo nie zeszlam ze smiechu, raz tak bylo w przypadku Koreanczyka, drugim razem tez Raiza na gorze a na dole potezny Holender, ktory po przejsciu trasy pofolgowal sobie pijac piwo i wrocil do schroniska kompletnie pijany...Biedna Raiza miala przerazenie w oczach i siedziala na grzedzie cichutko jak trusia.
Ja czekam na zime...
Pomysł z suszeniem dobry, mozna bylo na kijek, moze szybciej by wyschły, ale powiewać gatkami na kijku 😃😃😃
OdpowiedzUsuńMiałam wlasnie pytać o stan stóp i jakość butów, ale już napisalaś Panterze.
Bylismy jednymi z nielicznych, ktorzy nie mieli zadnych zadrapan czy obtarc na stopach. Pamietam Szwedke ktora maszerowala w sandalach i cale stopy byly oblepione plastrami...
UsuńJak zawsze piękne zdjęcia, szczególnie te z kwiatami na/przy kamieniczkach, bardzo mi się podobają takie klimaty! No i Pablo na zdjęciach, chyba pierwszy raz? Pozdrowienia :))
OdpowiedzUsuńKwiaty wiadomo...slabosc to moja wielka, jak widac i Twoja. PAblo na zdjeciach? bo byl w podrozy, jak wiesz nie jest on latwy do wybywania z domu.
UsuńOtro reportaje precioso. Siempre he tenido ganas de hacer el camino, ya me quedaré sin hacerlo. Camine bastante en rutas de senderismo, forcé demasiado las piernas y ahora las rodillas me duelen bastante. Abrazos y esperando la siguiente.
OdpowiedzUsuńNo puede ser! tienes problemas de rodillas..pero en plano puedes , solo no es indicada la montaña especialmente las bajadas. Voy a seguir sacando de mi memoria hechos de hace 10 años, tuve unas notas pero las perdi ya casi llegando a Santiago. En seguida, trate de reponerlas pero no se porque describi solo la mitad del camino. Ahora veo las fotos y leo la guia del camino y alli voy. Me da mucho placer revivir otra vez este viaje. Beso
UsuńDroga jest przygodą. W Waszej wędrówce towarzyszyły Wam piękne krajobrazy na trasie i miłe dla oka miasteczka z dużą ilością kwiatów. Podobało mi się schronisko w dawnym kościele i oczywiście dziewczyny tańczące flamenco. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńOj tak...to byla przygoda, jedna z bardziej niezwyklych w moim zyciu. Jeszcze jedna mialam porownywalna z tą, a bylo to zdobywanie gor stolowych na plaskowyzu gujanskim razem z indianami Pemonami...szkoda, ze jeszce wtedy nie mialam aparatu cyfrowego.
UsuńTeż pozdrawiam serdecznie.
Znów jestem pod ogromnym wrażeniem. I krajobrazy, i róże, maki, żarnowce, petunie w drewnianym pojemniku. Ale przede wszystki zastanawia mnie ta pani, która przewija się na wielu fotografiach, ustawiając się do pozowania z uśmiechniętą buzią. Bo przecież Ty nie lubisz fotografowania i krzyczysz na tych, którzy chcą uwiecznić dla potomności, albo choćby po to, aby po dziesięciu latach móc spojrzeć na fotografię i w lustro i stwierdzić: "noooo, nic się nie zmieniło".
OdpowiedzUsuńHaha...to bylo 10 lat temu, a to jest różnica!! teraz nie lubie, ale wtedy tez nie za bardzo lubilam, tylko mialam swiadomosc, ze ta przygoda jest bardzo niezwykla i trzeba ja dokumentowac nawet z moim wizerunkiem a moze wlasnie z moim wizerunkiem . Nie pisalam wtedy bloga, wiec nie ma zdjec tzw blogowych a bardziej dla siebie i rodziny, wiec jestem na nich ja. A sproboj robic mi zdjecia to bedziemy miec problemy!
UsuńEeee, zaraz problemy...
UsuńDrobne dziewczyny, a takie wielkie plecaki niosą:-) czy ten brodaty srebrnowłosy przystojny mężczyzna to Twój mąż? ależ wrażenia, i widoki, i flamenco, i ciekawa roślinność, przecudna stara zabudowa ... czy nie miałyście nigdy problemów z trasą, dobrze jest oznakowana? mając tyle cudności po drodze, chyba nigdy nie zdążyłabym na nocleg; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMoj mąż...ktory sie zalapal w ostatniej chwili na wyprawe, mialysmy we dwie wedrowac, bo moj mąż jest bardzo malo "wędrowny" ale w koncu tez sie przyłaczyl.
UsuńCzy nie mialysmy problemow z trasa? nie, a wtedy jeszcze nie uzywalo sie nawgacji. Tylko dwa razy bylo tak, ze prowadzily dwie dorgi do jakiegos puebla..a jako,ze moj maz mial manie sportowca, a my wąchałysmy po drodze kwiatki i krecilysmy sie po ciekawycj miejscach to gubil nam sie on, ale w koncu drogi sie laczyly i jakos sie odnajdowalismy, Trasy sa bardzo dobrze oznakowane.
wlasnie..za duzo do zobaczenia, nalezaloby sobie pofolgowac i pozwolic na mniej kilometrow czasem tak robilismy, a w Burgos, przepieknym miescie, zostalismy dwa dni, schroniska nie bardzo sie chca zgodzic na dwie noce dla wedrowca, ale tam przymknieto oczy i zostalismy.
Juz na tyle Cie poznalam, ze wiem,ze bylabys taka wedrowka zachwycona, bierz swego meza i wyruszajcie,
Pozdrawiam
Jestem pełna podziwu dla Was:))piękne wędrowanie pokazałaś:)))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńDzieki... ciesze sie, ze Ci sie podoba. Sciskam...
UsuńWestchnę sobie jeszcze raz:) Cudowna wyprawa, a Ty jesteś bardzo wyczulona na szczegóły i pięknie ją pokazałaś.
OdpowiedzUsuńO tak ..szczegoly sa dla mnie ważne, warto je dostrzegac, bo nadaja zyciu, a w tym wypadku pozdróży, dodatkowych atrakcji. Uwielbiam blądzic oczami gdzie tylko sie da...
Usuńbuziaki dla rodzinki!
Każdy z tych pielgrzymów, niezależnie od motywacji udanie się w drogę, jest dla mnie bohaterem. A okoliczności przyrody to wartość dodana do całego przedsięwzięcia:) Po raz kolejny stwierdzam, piękna wyprawa.
OdpowiedzUsuńBohaterem? czy ja wiem... motywuje chec przezycie przygody, kazdy innej, jakiej? no wlasnie to motywacja o tym decyduje. Na pewno piekna wyprawa. przezywam ja na nowo wracajac w wspomnieniach do Drogi. To dzięki pandemii, siedzac w domu, postanowilam wrocic do tamtych dni, czyii nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo.
UsuńNiesamowite to wszystko!!!!
OdpowiedzUsuńJestem pełna uznania dla Ciebie Grażynko!!!
I to pod każdym względem !!!
Serdeczności :-)
Dziekuje...nie powiem, dobrze sie czyta Twoje slowa, tak przyznaje nieskromnie. Pozdrawiam serdecznie
UsuńNastępna piękna wycieczka. z przyjemnością powędrowałam z Tobą Grażynko. Patrząc na zdjęcia zatęskniłam za wiosną i latem. Bardzo lubię róże, nie widziałam jeszcze tak olbrzymich krzaków pełnych kwiatów:)) Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńWiosna juz tuz tuz...a roze takie oplatajace caly dom to moje marzenie, mam zamiar posadzic na wiosne krzak rozy pnacej sie pod oknem w warszawskim mieszkaniu..pozdrawiam serdecznie
Usuń