Jeżeli nie teraz to już nigdy, usłyszałam w telefonie... to moja wenezuelska przyjaciółka OLGA , która wyruszając w świat z Wenezueli zatrzymała się w hiszpańskiej Barcelonie, dramatyzm tych słów zmobilizował mnie do podjęcia decyzji, były wcześniejsze wielokrotne zaproszenia, które nie doszły do skutku...więc... jadę. Nie widziałyśmy się 18 lat, tym razem jej córka wyjeżdżała na tydzień na Wyspy Kanaryjskie, jej apartament był do mojej dyspozycji, pozostawał w nim tylko śliczny piesek o imieniu Pedro, który nie lubi samotności. Skoro apartament to i Artenka w nim znalazła łóżko. Tanie bilety samolotowe i wylądowałyśmy w Barcelonie. Nasze lokum było blisko Sagrada Familia. Była sobota, a potem oczywiście niedziela i msza w bazylice a jeżeli msza to atrakcyjna wielce okazja wejścia za darmo do jej wnętrz, w przeciwnym razie kosztowałaby ta przyjemność każdą z nas powyżej 100 zł. Wejściówki w Barcelonie są skandalicznie wysokie a atrakcji jest multum. Moja przyjaciółka świadoma mojej niewielkiej dyspozycyjności pieniężnej, w końcu ona też padła ofiarą rewolucji chavistowskiej wyemigrowała i jak ja została pozbawiona emerytury, zrobiła wszystko by te koszty zmniejszyć, w przypadku Sagrada Familia poszła do odpowiedniej kancelarii, wyłożyła kwestię naszej religijności i marzeń uczestniczenia w mszy w bazylice i dostała przepustkę na niedzielną poranną celebrację, w moim przypadku ta religijność była niejakim nadużyciem, ale ja bardzo chciałam zobaczyć wnętrze tego cudu architektury.
Wstałyśmy wcześnie rano, pognałyśmy pod bazylikę, byłyśmy tam już o 8, o 9 zaczynała się msza... wokół zgromadził się niewyobrażalny tłum turystów, czekali cierpliwie w kolejkach, patrząc na nich pomyślałam sobie, że jednak nie byłabym zdolna na takie poświęcenie, przepełnione wdzięcznością dla Olgi przekroczyłyśmy bramy i zostałyśmy skierowane do części kościoła przeznaczonej dla uczestników mszy.
A potem był już tylko zachwyt.
Si no es ahora nunca será ... oí en el teléfono la voz de mi amiga venezolana Olga que después de emigrar de Venezuela como lo hicieron muchos incluyendome a mi, encontró su lugar en Barcelona. Abandonamos el pais sumergido en graves problemas originados por el proceso de la introducción de cambios politicos ideados por Hugo Chavez y su sucesor Nicolas Maduro....hecho es que mis amistades se regaron por el mundo entero .
En esta oportunidad Olga me informó que su hija visitará a su hermana en Las Islas Canarias y su apartamento queda a mi disposición...la decisión no pudo ser otra ...viajare! llevé conmigo a mi asidua compañera de viajes, Artenka.
Llegamos un sabado ya tarde la noche, el apartamento se encontraba a poca distancia de La Sagrada Familia, mi amiga pudo conseguir entradas gratuidas destinadas a los feligreses que deseaban participar en la misa, las entradas para las atracciones de la ciudad son excesivamente caras... su habilidad de hallar entradas gratis o de bajo costo fue digna de admiración.
La misa comenzaba a las 9 , nos acercamos a la basilica a las 8...las colas para entrar fueron descomunales, si no fuera por diligencias de Olga me quedaría con solo ver sus exteriores.
Con los pases entramos sin problemas a la zona de los feligreses y desde este momento pude entregarme por entero al disfrute de la maravillosa obra de Antonio Gaudí.