niedziela, 19 lipca 2015

Cudowna podróż po Lubelszczyźnie...Un maravilloso viaje a traves de Lubelszczyzna.

Zaproszeni na  Lubelszczyzne przez  Artenke ,  pojechaliśmy z kilogramem mąki kukurydzianej w bagażniku, mieliśmy w zamiarach zaserwować  sztandarowe śniadanie wenezuelskie dla Kresowiaków . Wyjechaliśmy o wczesnym świcie,  o piątej, dzień zapowiadał się bardzo gorący a nasz czerwony  autobusik nie ma   klimatyzacji.  Dojechaliśmy bez problemów,  po niezwykle wystawnym obiedzie ( dziękujemy B. i T.) zaczęliśmy zwiedzanie trochę ociężali , na dodatek ten żar! Ale Arteńka wie co robi! zarządziła kopalnię kredy gdzie temperatura +9 stopni Celsjusza  wróciła nas życiu, nawet swetry były potrzebne i szaliczek też!
  Jest to unikatowe miejsce, zabytek trzeciej klasy, mieszkańcy miasta od czasów średniowiecznych kopali  w swoich piwnicach korytarze wydobywając kredę piszącą, był to dla nich sposób na niezły zarobek, miasto jest położone na kredowej skale,  przez wieki drążone korytarze, komory, szyby sprawiły, że w końcu proceder stał się niebezpieczny, zaczęły bowiem zapadać się domy i ulice, w XIX wieku definitywnie zakazano wydobywania kredy , a w drugiej połowie XX wieku kopalniane korytarze zostały zabezpieczone i stały się atrakcją dla zwiedzających, trasa turystyczna liczy sobie dwa kilometry, bogate  w wiele atrakcji a do największych należy spotkanie z Bieluchem. dobrym duchem,  który spełnia życzenia wyłącznie  dobrym ludziom. Nie wiem czy uzna mnie za dobrą, ale w sekrecie życzenie sobie wyszeptałam a dotyczyło ono przyszłości  mojej drugiej ojczyzny.

Fuimos de viaje a Lubelszczyza invitados  por Artenka, con el nombre de Kresy  se describen  los territorios  de Polonia  limitantes  con los paises vecinos del Este  ...la parte que visitamos pertenece al estado de Lublin. Partimos en nuestro carro llamado busito rojo y en el maletero llevabamos un kilo de harina de maiz. Prometimos a los amigos un desayuno venezolano. Salimos muy tempranito por la manana   para no sufrir las  altas temperaturas del mediodia., llegamos al destino sin problemas, en poco tiempo nos deleitamos con un almuerzo muy rico y despues del cual decidimos salir para visitar la ciudad. Artenka, muy sabia,  propuso una visita a la antigua mina de tiza donde reina una sabrosa temperatura de +9 grados. Despues de calor de las calles,  la mina nos regreso  a la vida, con agrado me puse  el sueter y el chalcito tambien.
La mina es un lugar unico, declarado monumento historico nacional, los pobladores del lugar desde medioevo escavabam bajo sus casas cuevas extrayendo la tiza, que luego vendian con atrayente ganancia. Chelm, la ciudad, donde se encuentra la mina, fue  fundada sobre piedra caliza, durante siglos la gente escavaba debajo de sus casas formando corredores y cuevas...   finalmente  llego un momento que  lugar se volvio inestable, comenzaron fallar  los fundamentos de las casas, se hundian las calles , la decision de prohibir esta practica fue tomada  en el siglo XIX , en la segunda mitad del siglo XX  se realizo el reforzamiento de los corredores subterraneos  y desde entonces el lugar se convirtio en  una atraccion turistica con muchas curiosidades para ver y disfrutar, la mas llamativa es la sorprendente aparicion, en algun lugar del labirinto subterraneo, de un fantasma de nombre Bieluch, que siendo el mismo de buen corazon ayuda cumplir los deseos de la gente de nobles sentimientos. Pedi mi deseo , si Bieluch me considere de caracter suficientemente noble , cumplira lo que pedi,  pedi un  futuro mejor para mi segunda patria - Venezuela.

Zdjecia z kopalni kredy sa autorstwa Artenki.
Las fotos de la mina de tiza son de Artenka.


Wróciwszy  w rzeczywistość czyli  do zwiedzania tej pierwszej ojczyzny, rozpoczęliśmy wędrówkę po mieście a w późne popołudnie odpoczęliśmy w ogródku arteńkowej koleżAnki otoczeni gęstwą niebieściutkich ostróżek,  późnym już wieczorem pobiegliśmy do sklepu by zakupić składniki niezbędne do przygotowania obiecanego śniadania wenezuelskiego.

Regresando a la vida real o sea a la tarea de conocer mejor a mi primera patria, hemos hecho la caminata por la ciudad ,  en la tarde cansados nos echamos a las butacas del jardin en la casa de la amiga de Artenka rodeados de gran cantidad de flores azules y ya muy entrada la tarde corrimos a la tienda para comprar los ingredientes del desayuno venezolano del dia siguiente.






Rankiem następnego dnia zawieźliśmy arepy kukurydziane i różne do nich nadzienia do domu Artence zaprzyjaźnionego ( dziękujemy bardzo G. J.). Świetnym arteńkowym pomysłem było zapakowanie  arep w śpiwór,  dojechały gorące i pachnące kukurydzą.
Hechas las arepas de harina de maiz y sus diferentes rellenos, el dia siguiente por la mañana  nos montamos al carro con la comida metida  en el saco de dormir (!),   este  invento de Artenka  hizo que las arepas llegaron calientes y oliendo a maiz.





Po śniadaniu szybki spacer po ładnym domowym ogrodzie.
Despues del desayuno miramos el bello jardincito de la casa donde servimos el desayuno..y..



i wyruszyliśmy w trasę. Pierwszy przystanek...Sielec i dworek Rzewuskich, który obecnie jest siedzibą    szkoły podstawowej. Otacza go stary park z malowniczymi ruinami starych umocnień...kiedyś otaczały one zamek .
Przed wejsciem do parku zwraca uwagę barokowa figura Matki Boskiej Assunty z XVII wieku.

Comenzamos  la ruta planificada por nuestra amiga.  Primera parada....el  pueblecito de Sielec donde se encuentra  el  parque con un palacete de los nobles polacos de apellido Rzewuski...actualmente se encuentra aqui la escuela primaria. Lo rodea un viejo parque con unas ruinas del antiguo muro de defensa perteneciente a un castillo ya no existente,  en su lugar  se levanto en el siglo XIX el palacete de Rzewuski. 
En la entrada al sitio se encuentra una figura  barroca de Santa Maria Assunta del siglo XVII.








W Sielcu znajduje się także stara kapliczka św. Anny, miejsce słynne z cudownych uzdrowień, dwa razy do roku zbierają się  tutaj wyznawcy prawosławia, ma to miejsce 26 lipca i  dwa tygodnie pożniej , w dzień św. Anny według kalendarza juliańskiego.
En  Sielec se encuentra tambien una curiosa capilla de Santa Ana,  famosa por las curas milagrosas que aqui sucedieron. Los creyentes ortodoxos se reunen aqui el dia  de santa Ana dos veces al ano,   el 26 de julio  y dos semanas despues cuando el dia de Santa Ana lo indica  el calendario juliano.


Urokliwe to miejsce!
El paraje tiene un encanto muy especial. 


Wokół rozpościerają się pola, łąki...
lo rodean los prados y campos..




gdzie polna ostróżeczka w intensywnym niebieskim kolorze ubarwia łany zbóż.
donde la azul consuelda real decora los campos de cereales.


Ścieżynka wysiana stokrotkami
Un caminito cubierto por las margaritas


Malowniczy ogródek
un jardin muy pintoresco


i stary prawosławny cmentarz z ruinami murowanej cerkwi.
Weszłyśmy z Arteńką w gęste chaszcze  z  wybujałymi pokrzywami  narażając się na poparzenia, podobno bardzo zdrowe ,  ale co tam! przecież znalazłyśmy się w świecie, o którym już dawno zapomniano...


zapomniano o Andrejewiczu Gierasimiuku..

El viejo cementerio  y ruinas de la iglesia,  ambos ortodoxos.  Entramos con Artenka al tereno totalmente  invadido por la maleza , donde reinaban  las ortigas,  el roce con ellas nos produjo un escozor insoportable...pero no nos importo, tuvimos la sensacion de entrar a un mundo diferente, ya totalmente olvidado.

Ya nadie se recuerda de Andreyevich  Gierasimiuk.






zapomniano o Michaiłu Sawickim i o wielu innych, szkoda...
se olvidaron de Mijail Savicki...y de muchos otros 


tylko lilie pomarańczowe usiłują jeszcze  nadać temu miejscu należyty szacunek...
Solo los lirios anaranjados ponen el cariño a este olvidado lugar.



 
Następny przystanek był w Kumowie, zatrzymaliśmy się przy kościele pw. Nawiedzenia NMP,  dawniej była tu  letnia rezydencja  biskupów chełmskich i lubelskich . Kościół prezentuje się bardzo okazale i widać, że niedawno był poddany renowacji...ale był zamknięty. Kiedy spotykam zamknięte drzwi kościelne, zawsze przypomina mi się moja najstarsza wnuczka, która kiedy zwiedzaliśmy Warszawę, a ona miała wtedy jakieś 4 latka, ciągnęła  mnie obowiązkowo  do każdego napotykanego kościoła i długo tam obserwowała każdy detal... wyjechała do Stanów Zjednoczonych i kiedy  tam ją  odwiedziłam,  jedną z pierwszych rewelacji , która mi przekazała było ...
   " Gradzi, czy ty wiesz, że  tutaj wszystkie kościoły są zawsze pozamykane?"
Więc w Kumowie ten kościół też był zamknięty! Zrobiłam zdjęcie zdumiona jego niesamowitą symetrią.

La siguiente parada la hemos hecho en Kumow, un pueblito pequeño no muy lejos de Sielec, estacionamos carro al lado de la iglesia de Santa Maria de la Anunciacion. Antiguamente este lugar fue la residencia veraniega de los obispos de Lublin y de Chelm. La iglesia de aspecto   monumental  y se nota que hace poco fue totalmente renovada...pero la encontramos cerrada. Cuando encuentro una iglesia cerrada recuerdo a mi nieta mayor a la edad de 4 anitos, la cual, cuando visitamos a Varsovia no me dejaba pasar  al lado de ninguna , me obligaba a entrar y se quedaba por mucho tiempo viendo cada detalle...ella y  su familia emigro a Estados Unidos  y cuando la visite,  una de las primeras cosas que me conto, muy  decepcionada,  fue...
   "Gradzi tu sabes, aqui en Estados Unidos las iglesias estan siempre cerradas". 
...en Kumow  la iglesia la encontramos con la puerta cerrada...! 
Hice la foto sorprendida de  la absoluta simetria de su estructura.


Za to serce  skradł mi św. Nepomucen w kapliczce obok.
En cambio el corazon me robo este San Nepomuceno.



jaka twarz!
Que expresion en su rostro!



i rozległe  pola dojrzewającego zboża, a jeżeli jeszcze te łany są w sąsiedztwie tak polskich malw to już  szczęścia przebiera się miarka.
Y los amplios campos del trigo dorado...y si al lado crecen las malvas, las flores tan,  pero tan polacas, mi felicidad no tiene limites.


i wioseczka Żmudź z miłym dla oka drewnianym kościółkiem i znowu drzwi zamknięte i znowu usłyszałam moją wnuczkę " Gradzi..czy wiesz..."
Y pequeñito pueblo Zmudz con una preciosa iglesia de madera...otra vez con puertas cerradas y oi por segunda vez a mi nieta..." Gradzi, tu sabes...."


    No to pojechaliśmy nad wodę...Dębowy Las... jest ośrodkiem wypoczynkowym gminy Żmudź,  zdumiewa rozmachem inwestycji..
    Asi que nos fuimos a disfrutar del  lago "Debowy Las"...  centro recreacional recien construido del municipio Zmudz -sorprende  por sus enormes fondos financieros invertidos  en  su  realizacion.






Zmęczeni upałem udaliśmy się do Starego Młyna,  posiadłości przyjaciela naszych przewodniczek, Arteńki i kolezAnki...
Cansados  de tanto calor nos dirigimos al Viejo Molino, propiedad del amigo de nuestras guias,  de Artenka i su amiga.



Przygotowano nam przepyszne szaszłyki!! na takim grillu!
Nos esperaron unos deliciosos pinchos a la parilla...


Wokół jeziora, nenufary i boćki,...po prostu sielanka!
Nos rodeaban lagos, nenufares, cigueñas...simplemente un paraiso




  










Dzień pełen wrażeń , wyczerpał nas dokumentnie,   widać to  na załączonej ilustracji..
Fue un dia de muchas emociones , nos dejo exhaustas...


Nawet aparat fotograficzny Arteńki padł na kocyk z wycieńczenia.
Hasta la camara de Artenka necesitaba algo de descanso...



 Pozdrawiam y saludos


62 komentarze:

  1. Jest, jest, jest:)))) Fantastyczna relacja z Lubelszczyzny:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jaka ta Lubelszczyzna piękna:))) Niesamowite fotografie:))) Stokrotki, maki, motylek, bociek, nooo, wszystko mi się podoba:))) Dziękuję:))) Bardzo dziękuję za takie pokazanie Polesia:)

      Usuń
    2. Podoba Ci sie? staralam sie oddac wspaniala atmosfere wokol nas i dzieki Tobie, ale dalej bede ja opisywac i mam nadzieje ze az troche bedzie odzwierciadlalo to pisanie nasze wrazenia zachwytu...

      Usuń
    3. Lubelszczyzne odkrywam i zakochuje sie w niej coraz bardziej...poczekaj na nastepna relacje, bylo duzo slonca i sa chyba jeszcze bardziej zachecajace...do zakochania sie w Twoich Kresach.

      Usuń
    4. Podoba mi się:))) Atmosfera była wspaniała nie tylko ze względu na urok okolic, ale przede wszystkim dlatego, że Wy pasujecie do tego regionu i potraficie zachwycać się choćby stadkiem gęsi:) Nie mówiąc już o kwiatkach i bocianach:)
      Z radością patrzę na te zdjęcia, własnie rozmawiałam z B. i opowiadałam jej, iż Polesie na Twoich fotografiach jest piękniejsze niż w rzeczywistości:)))) Z niecierpliwością poczekam (ale poczekam spokojnie) na kolejną partię zdjęć - wykonanych w pełnym słońcu. Oj, co to będzie:)))) A na pewno będą pięknościowe chmury:))))

      Usuń
    5. Chmur pieknosciowych bedzie pod dostatkiem i nie zapomnij o eksklamacjach!! a gesi ciagle mam w glowie, ten obrazeczek tylu na raz i tak bialuskich, a maz moj przelecial samochodem i nawet nie przyhamowal...a powinien byl...wyobrazasz sobie A. w stroju ludowym wsrod gasek!?

      Usuń
    6. Nie zapomnę:))) Zal mi tych gęsi do tego stopnia, że chyba tam pojadę i jednak zrobię fotografię:)))) Szkoda, że A. robi remont, bo może by się w ten strój ubrała:)

      Usuń
  2. Lubelskie jest śliczne. Takie swojskie i jeszcze rolnicze. Śliczne zdjęcia pokazałaś. Wyobrażam sobie, jak tam było fantastycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie takie swojskie i takie sielskie..takie za jakimi krajobrazami, atmosfera i LUDZMI tesknimy...

      Usuń
  3. Wspaniałe spotkanie i cudowna gościnność zapraszających. Nie tylko to zresztą, bo i miejsca, które zobaczyłaś są pełne uroku, a krajobrazy, cudowne, nasze. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wspaniale! Goscinnosc niezwykla i chyba tylko tam na Kresach tak sie przyjmuje gosci! I takie krajobrazy jakie zwyklismy nazywac naszymi>
      Gigo, dziekuje Ci za informacje o hortensjach, zakupie sobie te kolorowa, bo biale slicznie mi kwitna mimo cienia w ogrodku, a skoro ta kolorowa jest tez cieniolubna..to juz lece ja kupowac! sciskam serdecznie

      Usuń
  4. Cieszę się, że ją też będziesz miała, jest naprawdę śliczna. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niedaleko mnie a w ogóle nie znam tej okolicy, wędrowałam z przyjemnością, fajna fotorelacja
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to pora sie tam wybrac...bedzie jeszcze kilka relacji z tej podrozy, wiec poznawaj na razie Polesie na moim blogu...sciskam serdecznie

      Usuń
  6. Precioso y las arepas tienen una pinta buenísimas. Besos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. y son buenas, especialmente, cuando uno es tan lejos de Venezuela,,,besitos

      Usuń
  7. Boże, jak pieknie! I pomysleć, że ja mieszkając ciągle w Polsce, zupełnie nie znam Lubelszczyzny;-( Trzeba sie kiedyś wybrać. Dzięki za fantastyczną relację i świetne fotki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie znalam, a jest naprawde piekna i bardzo polska. Dawno Cie nie bylo wiec sciskam wyjatkowo cieplo!

      Usuń
  8. Uwielbiam chodzić nad zbiorniki wodne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez, wlasnie z nad zbiornika wodnego na Mazowszu wrocilam...pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  9. Grażynko pędzisz z kontynentu na kontynent z prędkością światła..... nie nadążam :))))
    jaki ten nasz świat jest piękny.....
    a kościoły są u nas też pozamykane co mnie niemiłosiernie wkurza.....ale to ponoć od "złodziei" choć za "moich czasów" tego nie było, przy każdej parafii mieszkały Siostry Zakonne, modliły się na zmianę w kościele...
    a teraz ? zamykać Pana Boga na klucz ?????
    leptir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tez wkurza, tym bardziej ,ze czesto przemierza sie wiele kilometrow i koscioly zabytkowe dla mnie sa bardzo atrakcyjne,,,a spotykam coraz czesciej drzwi zamkniete. No i zamykaja Pana Boga na klucz!
      Pozdrawiam Was serdecznie!

      Usuń
    2. Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie (ale oczywiście przyjmuję do wiadomości, iż ktoś może się ze mną nie zgodzić). Wystarczy popatrzeć na... maki na skraju pola, łany stokrotek na ścieżce, czy malwy na tle zboża:) To wszystko jest dostępne dla każdego, kto tylko chce zobaczyć. A najważniejsze jest to, że człowiek może to zobaczyć na własne oczy, może to dotknąć, tego doświadczyć wszystkimi swoimi zmysłami. Tylko budynki zamknięte są na klucz. Ale, gdy przyjedziesz następnym razem, to można tak to zorganizować, że zastaniemy kościoły otwarte:)

      Usuń
    3. Juz sie boje myslec , co bys zrobila, zeby koscioly byly otwarte, na pewno by Ci sie udalo, w to wierze, nie mam zadnych watpliwosci...a co do makow, malw i stokrotek, spierac sie z Toba nie bede, bo masz racje...ja po prostu lubie sobie poogladac wnetrza kosciolow.

      Usuń
    4. Jak to dobrze, że rozumiesz:) Postaram się następnym razem - obiecuję:)))

      Usuń
  10. Piękne te Kresy i pięknie je pokazałaś. Kościoły zamykają rzeczywiście z powodu rabusiów dzieł sztuki, szczególnie w małych wioseczkach. Będąc na wakacjach w Chorwacji w miejscowości Tisn, wiszący w kościółku obraz Madonny Rafaela widziałam przez kratę i to jest jakieś rozwiązanie. Złodziej nie wejdzie a zobaczyć można.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kraty tez widzialam w wielu kosciolach...zawsze to troche lepiej. A Kresy rzeczywiscie sa piekne..a ile bocianow tam jest! to ich kraina. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  11. Aż mi się łezka w oku zakręciła, bowiem piękna przyjaźń się nawiązała i zapewne długo będzie trwała.
    Jesteście urocze, dwie kobiety ART.
    Zajrzałam na bloga Artenki. Tam także klimacik taki jak lubię.
    Buziaki jak zawsze :))*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piekna, nawet bardzo! mysle za bedzie trwala...Artenka jest niezwykla kobieta! tez buziaku do Suprasla sle!

      Usuń
    2. Ooo, Supraśl - ponoć też tam pięknie jest:)))

      Usuń
    3. O tak pięknie tu, pięknie i wcale nie tak daleko ...

      Usuń
  12. Dopiero czytałam o Ameryce Północnej a już Polska. W kopalni kredy w Chełmie byłam i przyznam, że to fajne miejsce do odwiedzenia. Zresztą cała Lubelszczyzna przypadła mi do serca, chętnie tam wracam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja te bede wracala, bardzo mi przypadla do gustu...pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  13. No to mam jeszcze raz dowód na to ,że najświetniejsze opowiadanie nie odda do końca tego gdy jest to pokazane dodatkowo obrazem.
    Tyle wspaniałości się przecież od Ciebie nasłuchałam na temat Waszej wyprawy na Lubelszczyznę ale oglądając tą fotorelację mam jeszcze pełniejszy obraz.
    Widać jak bardzo było wspaniale.
    Co do śniadania wenezuelskiego to gdy raz się go skosztowało, nie da się już zapomnieć, tego wspaniałego smaku:) Wiem co piszę bo dane mi było przecież kosztować tych pyszności.
    Co do zamykanych kościołów macie absolutną rację. Nie jest to gest przybliżający nam Pana Boga.
    Okolica przepiękna.Aż przychodzi mi nie pierwszy raz na myśl "cudze chwalicie......"
    Moc uścisków i pozdrowień posyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie chwalimy cudze, ale to nie przeszkadza by zachwycac sie Swoim...ja to robie, bo 40 lat oddalenia nauczylo mnie patrzec na Polske zachwyconym okiem...sciskam Cie Jutko!

      Usuń
  14. Dla mnie tamta czesc Polski jest w ogole nieznana, zreszta gdyby nawet byla, to pewnie przez te lata, od kiedy mnie w Polsce nie ma, wiele musialo zmienic sie na lepsze. Piekne okolice i chociaz dzieki Tobie moge poznac to fascynujace oblicze lubelszczyzny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie bywasz w Polsce? masz blisko, Ja to mam daleko!!! pozdrawiam!

      Usuń
    2. Bywam, ale bardzo rzadko i jak juz, to siedze u rodzicow. Problem jest ze zwierzakami, dla ktorych trzeba na ten czas organizowac opieke.
      Kiedy rodzice odejda, pewnie przestane w ogole tam jezdzic.

      Usuń
    3. Tez lecialam do Polski dla rodzicow, ale juz odeszli i ciagle mnie tutaj ciagnie...mimo ponad 40 lat tam...

      Usuń
  15. Piękne zdjęcia, mam nadzieje ze to nie była ostatnia podróż w te strony, pozdrawiam Was bardzo serdecznie! Jestem myślami na naszej wspaniałej wycieczce do Z. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez mam nadzieje, i tez wspominam Z, ktorego odkryles nam piekno...z Toba wydawal mi sie duzo piekniejszy niz rok temu...czyli zdales na piatke egzamin przewodnika.

      Usuń
  16. Nie miałam pojęcia o kredowych korytarzach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kredowe korytarze to unikat ...a mnie rozbawil fakt, ze kazfdy sobie drazyl pod swoim domem , sprzedawal krede i tak utrzymywal sie...wiec skala na ktorej miasto stoi jest podziurawiona jak dobry szwajcarski ser...to ostatnie gdzies przeczytalam w internecie....

      Usuń
  17. Uwielbiam Twoje zdjecia Grazynko!
    Ja jak Hana, otwieram oczy ze zdumienia..

    OdpowiedzUsuń
  18. w polskich krajobrazach najbardziej cenię tą obfitość przyrody-świetne zdjęcia, dobrze oddają klimat zwiedzanych miejsc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w Polsce jedzcze taka obfitosc "obfituje"...oby tak jak najdluzej...pozdrawiam

      Usuń
  19. Czarowny świat, marzy mi się wyprawa na wschodnie rubieże. Piękne zdjęcia, wspaniale oddają klimat letnich, gorących dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierz sie na Lubelszczyzne, zachodnie krance bardzo dobrze znasz, pora na wschod.

      Usuń
  20. Nigdy nie byłam na Lubelszczyźnie. Jak widzę dzięki Twoim zdjęciom, bardzo tam ładnie! Może kiedyś tam zawitam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bardzo ladnie, ja dopiero teraz tam sie rozkochuje..

      Usuń
  21. Stokrotkowa dróżka cudowna, robiona z żabiej perspektywy :)) A bociek jak żywy :) ciekawa jestem czy słyszałaś tą historię? Jest w Polsce, nie pamiętam w jakim rejonie, bociek który poszedł na łatwiznę i znalazł sobie stołówkę. Stołówka znajduje się w domu najbliżej połozonym koło jego gniazda . Przychodzi na .... śniadanie o 4:30 i wali dziobem w okno ;)) Robi przy tym hałas porównywalny do ścinania drzewa siekierą :))
    Co do śniadań wenezuelskich mam pytanie ? Skoro są one tak obfite ,to co Wenezuelczycy jedzą na obiad ? No i są one dość czasochłonne, jeśli trzeba iść na rano do pracy, to też przygotowuje się taki czasochłonny posiłek ? widać że Twój mąż także gotuje, czy to powszechne wśród jego rodaków ? Przepraszam za tyle pytań, ale mnie to interesuje :))
    Wszystkie zdjęcia piękne są . Zdolny fotograf i piękny zakątek Polski :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O bocku nie slyszalam, ale w Andach mam takiego ptaszka, toche sie nazywa, ktory uparcie mi wali w okno i robi tez niezly halas, nie chodzi mu o jedzenie tylko pewnie wali w swoje odbicie, nie wiedzac, ze to on jest.Na obiad Wenezuelczycy tez obficie jedza...mniej wiecej obiad jest taki ja u nas. Arepy sie robi od setek lat, przedtem zaczynalo sie od tarcia kolb kukurydzianych, teraz maka jest gotowa, i sprawnej gospodynie nie zabiera to za duzo czasu, Bez arepy wenezuelczyk bylby nieszczesliwy, ale jak malo czasu to pije sie tylko kawe a pozniej , gdzies na ulicy , w jakiej kafejce, te arepe sie zjada, Moj maz gotuje bo lubi, ale w Wenezueli coraz wiecej mezczyzn zaczyna uczestniczyc w pracach domowych, wiec to nie dziwi specjalnie nikogo...jak ja wyemigrowalam tam, to P. byl rzadkoscia, podejrzewano mnie o bardzo silny i wladczy charakter, a ja jestem lagodniusia, do rany mnie przylozyc...hrehrehre

      Usuń
    2. Dziękuję za tak wyczerpujące wyjaśnienia :)))
      To że jesteś łagodniusia to najszczersza prawda :)) Wierzę w to najmocniej :)))

      Usuń
  22. W takie upalne dni wszelkie kopalnie/jaskinie są świetną opcją do zwiedzania. Zdjęcia piękne, jak zawsze ;) Uściski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ta szczegolnie bo jeszcze taka biala, czysta...i te 9 stopni..usciski oddaje!

      Usuń
  23. Niesamowicie wyglądają te kredowe korytarze! Śniadanie wenezuelskie wygląda przepysznie! Piękne zdjęcia i piękne Kresy na nich...
    A na ostatnich fotkach urocze babie lato:)

    OdpowiedzUsuń