Zaproszeni na Lubelszczyzne przez Artenke , pojechaliśmy z kilogramem mąki kukurydzianej w bagażniku, mieliśmy w zamiarach zaserwować sztandarowe śniadanie wenezuelskie dla Kresowiaków . Wyjechaliśmy o wczesnym świcie, o piątej, dzień zapowiadał się bardzo gorący a nasz czerwony autobusik nie ma klimatyzacji. Dojechaliśmy bez problemów, po niezwykle wystawnym obiedzie ( dziękujemy B. i T.) zaczęliśmy zwiedzanie trochę ociężali , na dodatek ten żar! Ale Arteńka wie co robi! zarządziła kopalnię kredy gdzie temperatura +9 stopni Celsjusza wróciła nas życiu, nawet swetry były potrzebne i szaliczek też!
Jest to unikatowe miejsce, zabytek trzeciej klasy, mieszkańcy miasta od czasów średniowiecznych kopali w swoich piwnicach korytarze wydobywając kredę piszącą, był to dla nich sposób na niezły zarobek, miasto jest położone na kredowej skale, przez wieki drążone korytarze, komory, szyby sprawiły, że w końcu proceder stał się niebezpieczny, zaczęły bowiem zapadać się domy i ulice, w XIX wieku definitywnie zakazano wydobywania kredy , a w drugiej połowie XX wieku kopalniane korytarze zostały zabezpieczone i stały się atrakcją dla zwiedzających, trasa turystyczna liczy sobie dwa kilometry, bogate w wiele atrakcji a do największych należy spotkanie z Bieluchem. dobrym duchem, który spełnia życzenia wyłącznie dobrym ludziom. Nie wiem czy uzna mnie za dobrą, ale w sekrecie życzenie sobie wyszeptałam a dotyczyło ono przyszłości mojej drugiej ojczyzny.
Fuimos de viaje a Lubelszczyza invitados por Artenka, con el nombre de Kresy se describen los territorios de Polonia limitantes con los paises vecinos del Este ...la parte que visitamos pertenece al estado de Lublin. Partimos en nuestro carro llamado busito rojo y en el maletero llevabamos un kilo de harina de maiz. Prometimos a los amigos un desayuno venezolano. Salimos muy tempranito por la manana para no sufrir las altas temperaturas del mediodia., llegamos al destino sin problemas, en poco tiempo nos deleitamos con un almuerzo muy rico y despues del cual decidimos salir para visitar la ciudad. Artenka, muy sabia, propuso una visita a la antigua mina de tiza donde reina una sabrosa temperatura de +9 grados. Despues de calor de las calles, la mina nos regreso a la vida, con agrado me puse el sueter y el chalcito tambien.
La mina es un lugar unico, declarado monumento historico nacional, los pobladores del lugar desde medioevo escavabam bajo sus casas cuevas extrayendo la tiza, que luego vendian con atrayente ganancia. Chelm, la ciudad, donde se encuentra la mina, fue fundada sobre piedra caliza, durante siglos la gente escavaba debajo de sus casas formando corredores y cuevas... finalmente llego un momento que lugar se volvio inestable, comenzaron fallar los fundamentos de las casas, se hundian las calles , la decision de prohibir esta practica fue tomada en el siglo XIX , en la segunda mitad del siglo XX se realizo el reforzamiento de los corredores subterraneos y desde entonces el lugar se convirtio en una atraccion turistica con muchas curiosidades para ver y disfrutar, la mas llamativa es la sorprendente aparicion, en algun lugar del labirinto subterraneo, de un fantasma de nombre Bieluch, que siendo el mismo de buen corazon ayuda cumplir los deseos de la gente de nobles sentimientos. Pedi mi deseo , si Bieluch me considere de caracter suficientemente noble , cumplira lo que pedi, pedi un futuro mejor para mi segunda patria - Venezuela.
Zdjecia z kopalni kredy sa autorstwa Artenki.
Las fotos de la mina de tiza son de Artenka.
Wróciwszy w rzeczywistość czyli do zwiedzania tej pierwszej ojczyzny, rozpoczęliśmy wędrówkę po mieście a w późne popołudnie odpoczęliśmy w ogródku arteńkowej koleżAnki otoczeni gęstwą niebieściutkich ostróżek, późnym już wieczorem pobiegliśmy do sklepu by zakupić składniki niezbędne do przygotowania obiecanego śniadania wenezuelskiego.
Regresando a la vida real o sea a la tarea de conocer mejor a mi primera patria, hemos hecho la caminata por la ciudad , en la tarde cansados nos echamos a las butacas del jardin en la casa de la amiga de Artenka rodeados de gran cantidad de flores azules y ya muy entrada la tarde corrimos a la tienda para comprar los ingredientes del desayuno venezolano del dia siguiente.
Rankiem następnego dnia zawieźliśmy arepy kukurydziane i różne do nich nadzienia do domu Artence zaprzyjaźnionego ( dziękujemy bardzo G. J.). Świetnym arteńkowym pomysłem było zapakowanie arep w śpiwór, dojechały gorące i pachnące kukurydzą.
Hechas las arepas de harina de maiz y sus diferentes rellenos, el dia siguiente por la mañana nos montamos al carro con la comida metida en el saco de dormir (!), este invento de Artenka hizo que las arepas llegaron calientes y oliendo a maiz.
Po śniadaniu szybki spacer po ładnym domowym ogrodzie.
Despues del desayuno miramos el bello jardincito de la casa donde servimos el desayuno..y..
i wyruszyliśmy w trasę. Pierwszy przystanek...Sielec i dworek Rzewuskich, który obecnie jest siedzibą szkoły podstawowej. Otacza go stary park z malowniczymi ruinami starych umocnień...kiedyś otaczały one zamek .
Przed wejsciem do parku zwraca uwagę barokowa figura Matki Boskiej Assunty z XVII wieku.
Comenzamos la ruta planificada por nuestra amiga. Primera parada....el pueblecito de Sielec donde se encuentra el parque con un palacete de los nobles polacos de apellido Rzewuski...actualmente se encuentra aqui la escuela primaria. Lo rodea un viejo parque con unas ruinas del antiguo muro de defensa perteneciente a un castillo ya no existente, en su lugar se levanto en el siglo XIX el palacete de Rzewuski.
En la entrada al sitio se encuentra una figura barroca de Santa Maria Assunta del siglo XVII.
W Sielcu znajduje się także stara kapliczka św. Anny, miejsce słynne z cudownych uzdrowień, dwa razy do roku zbierają się tutaj wyznawcy prawosławia, ma to miejsce 26 lipca i dwa tygodnie pożniej , w dzień św. Anny według kalendarza juliańskiego.
En Sielec se encuentra tambien una curiosa capilla de Santa Ana, famosa por las curas milagrosas que aqui sucedieron. Los creyentes ortodoxos se reunen aqui el dia de santa Ana dos veces al ano, el 26 de julio y dos semanas despues cuando el dia de Santa Ana lo indica el calendario juliano.
Urokliwe to miejsce!
El paraje tiene un encanto muy especial.
Wokół rozpościerają się pola, łąki...
lo rodean los prados y campos..
gdzie polna ostróżeczka w intensywnym niebieskim kolorze ubarwia łany zbóż.
donde la azul consuelda real decora los campos de cereales.
Un caminito cubierto por las margaritas
Malowniczy ogródek
un jardin muy pintoresco
i stary prawosławny cmentarz z ruinami murowanej cerkwi.
Weszłyśmy z Arteńką w gęste chaszcze z wybujałymi pokrzywami narażając się na poparzenia, podobno bardzo zdrowe , ale co tam! przecież znalazłyśmy się w świecie, o którym już dawno zapomniano...
zapomniano o Andrejewiczu Gierasimiuku..
El viejo cementerio y ruinas de la iglesia, ambos ortodoxos. Entramos con Artenka al tereno totalmente invadido por la maleza , donde reinaban las ortigas, el roce con ellas nos produjo un escozor insoportable...pero no nos importo, tuvimos la sensacion de entrar a un mundo diferente, ya totalmente olvidado.
Ya nadie se recuerda de Andreyevich Gierasimiuk.
zapomniano o Michaiłu Sawickim i o wielu innych, szkoda...
se olvidaron de Mijail Savicki...y de muchos otros
tylko lilie pomarańczowe usiłują jeszcze nadać temu miejscu należyty szacunek...
Solo los lirios anaranjados ponen el cariño a este olvidado lugar.
Następny przystanek był w Kumowie, zatrzymaliśmy się przy kościele pw. Nawiedzenia NMP, dawniej była tu letnia rezydencja biskupów chełmskich i lubelskich . Kościół prezentuje się bardzo okazale i widać, że niedawno był poddany renowacji...ale był zamknięty. Kiedy spotykam zamknięte drzwi kościelne, zawsze przypomina mi się moja najstarsza wnuczka, która kiedy zwiedzaliśmy Warszawę, a ona miała wtedy jakieś 4 latka, ciągnęła mnie obowiązkowo do każdego napotykanego kościoła i długo tam obserwowała każdy detal... wyjechała do Stanów Zjednoczonych i kiedy tam ją odwiedziłam, jedną z pierwszych rewelacji , która mi przekazała było ...
" Gradzi, czy ty wiesz, że tutaj wszystkie kościoły są zawsze pozamykane?"
Więc w Kumowie ten kościół też był zamknięty! Zrobiłam zdjęcie zdumiona jego niesamowitą symetrią.
La siguiente parada la hemos hecho en Kumow, un pueblito pequeño no muy lejos de Sielec, estacionamos carro al lado de la iglesia de Santa Maria de la Anunciacion. Antiguamente este lugar fue la residencia veraniega de los obispos de Lublin y de Chelm. La iglesia de aspecto monumental y se nota que hace poco fue totalmente renovada...pero la encontramos cerrada. Cuando encuentro una iglesia cerrada recuerdo a mi nieta mayor a la edad de 4 anitos, la cual, cuando visitamos a Varsovia no me dejaba pasar al lado de ninguna , me obligaba a entrar y se quedaba por mucho tiempo viendo cada detalle...ella y su familia emigro a Estados Unidos y cuando la visite, una de las primeras cosas que me conto, muy decepcionada, fue...
"Gradzi tu sabes, aqui en Estados Unidos las iglesias estan siempre cerradas".
...en Kumow la iglesia la encontramos con la puerta cerrada...!
Hice la foto sorprendida de la absoluta simetria de su estructura.
Za to serce skradł mi św. Nepomucen w kapliczce obok.
En cambio el corazon me robo este San Nepomuceno.
jaka twarz!
Que expresion en su rostro!
i rozległe pola dojrzewającego zboża, a jeżeli jeszcze te łany są w sąsiedztwie tak polskich malw to już szczęścia przebiera się miarka.
Y los amplios campos del trigo dorado...y si al lado crecen las malvas, las flores tan, pero tan polacas, mi felicidad no tiene limites.
i wioseczka Żmudź z miłym dla oka drewnianym kościółkiem i znowu drzwi zamknięte i znowu usłyszałam moją wnuczkę " Gradzi..czy wiesz..."
Y pequeñito pueblo Zmudz con una preciosa iglesia de madera...otra vez con puertas cerradas y oi por segunda vez a mi nieta..." Gradzi, tu sabes...."
No to pojechaliśmy nad wodę...Dębowy Las... jest ośrodkiem wypoczynkowym gminy Żmudź, zdumiewa rozmachem inwestycji..
Asi que nos fuimos a disfrutar del lago "Debowy Las"... centro recreacional recien construido del municipio Zmudz -sorprende por sus enormes fondos financieros invertidos en su realizacion.
Zmęczeni upałem udaliśmy się do Starego Młyna, posiadłości przyjaciela naszych przewodniczek, Arteńki i kolezAnki...
Cansados de tanto calor nos dirigimos al Viejo Molino, propiedad del amigo de nuestras guias, de Artenka i su amiga.
Nos esperaron unos deliciosos pinchos a la parilla...
Wokół jeziora, nenufary i boćki,...po prostu sielanka!
Nos rodeaban lagos, nenufares, cigueñas...simplemente un paraiso
Dzień pełen wrażeń , wyczerpał nas dokumentnie, widać to na załączonej ilustracji..
Fue un dia de muchas emociones , nos dejo exhaustas...
Nawet aparat fotograficzny Arteńki padł na kocyk z wycieńczenia.
Hasta la camara de Artenka necesitaba algo de descanso...
Pozdrawiam y saludos
Jest, jest, jest:)))) Fantastyczna relacja z Lubelszczyzny:))))
OdpowiedzUsuńA jaka ta Lubelszczyzna piękna:))) Niesamowite fotografie:))) Stokrotki, maki, motylek, bociek, nooo, wszystko mi się podoba:))) Dziękuję:))) Bardzo dziękuję za takie pokazanie Polesia:)
UsuńPodoba Ci sie? staralam sie oddac wspaniala atmosfere wokol nas i dzieki Tobie, ale dalej bede ja opisywac i mam nadzieje ze az troche bedzie odzwierciadlalo to pisanie nasze wrazenia zachwytu...
UsuńLubelszczyzne odkrywam i zakochuje sie w niej coraz bardziej...poczekaj na nastepna relacje, bylo duzo slonca i sa chyba jeszcze bardziej zachecajace...do zakochania sie w Twoich Kresach.
UsuńPodoba mi się:))) Atmosfera była wspaniała nie tylko ze względu na urok okolic, ale przede wszystkim dlatego, że Wy pasujecie do tego regionu i potraficie zachwycać się choćby stadkiem gęsi:) Nie mówiąc już o kwiatkach i bocianach:)
UsuńZ radością patrzę na te zdjęcia, własnie rozmawiałam z B. i opowiadałam jej, iż Polesie na Twoich fotografiach jest piękniejsze niż w rzeczywistości:)))) Z niecierpliwością poczekam (ale poczekam spokojnie) na kolejną partię zdjęć - wykonanych w pełnym słońcu. Oj, co to będzie:)))) A na pewno będą pięknościowe chmury:))))
Chmur pieknosciowych bedzie pod dostatkiem i nie zapomnij o eksklamacjach!! a gesi ciagle mam w glowie, ten obrazeczek tylu na raz i tak bialuskich, a maz moj przelecial samochodem i nawet nie przyhamowal...a powinien byl...wyobrazasz sobie A. w stroju ludowym wsrod gasek!?
UsuńNie zapomnę:))) Zal mi tych gęsi do tego stopnia, że chyba tam pojadę i jednak zrobię fotografię:)))) Szkoda, że A. robi remont, bo może by się w ten strój ubrała:)
UsuńLubelskie jest śliczne. Takie swojskie i jeszcze rolnicze. Śliczne zdjęcia pokazałaś. Wyobrażam sobie, jak tam było fantastycznie.
OdpowiedzUsuńWlasnie takie swojskie i takie sielskie..takie za jakimi krajobrazami, atmosfera i LUDZMI tesknimy...
UsuńWspaniałe spotkanie i cudowna gościnność zapraszających. Nie tylko to zresztą, bo i miejsca, które zobaczyłaś są pełne uroku, a krajobrazy, cudowne, nasze. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOj wspaniale! Goscinnosc niezwykla i chyba tylko tam na Kresach tak sie przyjmuje gosci! I takie krajobrazy jakie zwyklismy nazywac naszymi>
UsuńGigo, dziekuje Ci za informacje o hortensjach, zakupie sobie te kolorowa, bo biale slicznie mi kwitna mimo cienia w ogrodku, a skoro ta kolorowa jest tez cieniolubna..to juz lece ja kupowac! sciskam serdecznie
Cieszę się, że ją też będziesz miała, jest naprawdę śliczna. :)
OdpowiedzUsuńTez sie ciesze!! musze jej poszukac.
UsuńNiedaleko mnie a w ogóle nie znam tej okolicy, wędrowałam z przyjemnością, fajna fotorelacja
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
No to pora sie tam wybrac...bedzie jeszcze kilka relacji z tej podrozy, wiec poznawaj na razie Polesie na moim blogu...sciskam serdecznie
UsuńPrecioso y las arepas tienen una pinta buenísimas. Besos.
OdpowiedzUsuńy son buenas, especialmente, cuando uno es tan lejos de Venezuela,,,besitos
UsuńBoże, jak pieknie! I pomysleć, że ja mieszkając ciągle w Polsce, zupełnie nie znam Lubelszczyzny;-( Trzeba sie kiedyś wybrać. Dzięki za fantastyczną relację i świetne fotki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa tez nie znalam, a jest naprawde piekna i bardzo polska. Dawno Cie nie bylo wiec sciskam wyjatkowo cieplo!
UsuńUwielbiam chodzić nad zbiorniki wodne:)
OdpowiedzUsuńJa tez, wlasnie z nad zbiornika wodnego na Mazowszu wrocilam...pozdrawiam serdecznie
UsuńGrażynko pędzisz z kontynentu na kontynent z prędkością światła..... nie nadążam :))))
OdpowiedzUsuńjaki ten nasz świat jest piękny.....
a kościoły są u nas też pozamykane co mnie niemiłosiernie wkurza.....ale to ponoć od "złodziei" choć za "moich czasów" tego nie było, przy każdej parafii mieszkały Siostry Zakonne, modliły się na zmianę w kościele...
a teraz ? zamykać Pana Boga na klucz ?????
leptir
Mnie tez wkurza, tym bardziej ,ze czesto przemierza sie wiele kilometrow i koscioly zabytkowe dla mnie sa bardzo atrakcyjne,,,a spotykam coraz czesciej drzwi zamkniete. No i zamykaja Pana Boga na klucz!
UsuńPozdrawiam Was serdecznie!
Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie (ale oczywiście przyjmuję do wiadomości, iż ktoś może się ze mną nie zgodzić). Wystarczy popatrzeć na... maki na skraju pola, łany stokrotek na ścieżce, czy malwy na tle zboża:) To wszystko jest dostępne dla każdego, kto tylko chce zobaczyć. A najważniejsze jest to, że człowiek może to zobaczyć na własne oczy, może to dotknąć, tego doświadczyć wszystkimi swoimi zmysłami. Tylko budynki zamknięte są na klucz. Ale, gdy przyjedziesz następnym razem, to można tak to zorganizować, że zastaniemy kościoły otwarte:)
UsuńJuz sie boje myslec , co bys zrobila, zeby koscioly byly otwarte, na pewno by Ci sie udalo, w to wierze, nie mam zadnych watpliwosci...a co do makow, malw i stokrotek, spierac sie z Toba nie bede, bo masz racje...ja po prostu lubie sobie poogladac wnetrza kosciolow.
UsuńJak to dobrze, że rozumiesz:) Postaram się następnym razem - obiecuję:)))
UsuńPiękne te Kresy i pięknie je pokazałaś. Kościoły zamykają rzeczywiście z powodu rabusiów dzieł sztuki, szczególnie w małych wioseczkach. Będąc na wakacjach w Chorwacji w miejscowości Tisn, wiszący w kościółku obraz Madonny Rafaela widziałam przez kratę i to jest jakieś rozwiązanie. Złodziej nie wejdzie a zobaczyć można.
OdpowiedzUsuńKraty tez widzialam w wielu kosciolach...zawsze to troche lepiej. A Kresy rzeczywiscie sa piekne..a ile bocianow tam jest! to ich kraina. Pozdrawiam serdecznie
UsuńAż mi się łezka w oku zakręciła, bowiem piękna przyjaźń się nawiązała i zapewne długo będzie trwała.
OdpowiedzUsuńJesteście urocze, dwie kobiety ART.
Zajrzałam na bloga Artenki. Tam także klimacik taki jak lubię.
Buziaki jak zawsze :))*
Piekna, nawet bardzo! mysle za bedzie trwala...Artenka jest niezwykla kobieta! tez buziaku do Suprasla sle!
UsuńOoo, Supraśl - ponoć też tam pięknie jest:)))
UsuńO tak pięknie tu, pięknie i wcale nie tak daleko ...
UsuńDopiero czytałam o Ameryce Północnej a już Polska. W kopalni kredy w Chełmie byłam i przyznam, że to fajne miejsce do odwiedzenia. Zresztą cała Lubelszczyzna przypadła mi do serca, chętnie tam wracam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa te bede wracala, bardzo mi przypadla do gustu...pozdrawiam serdecznie
UsuńNo to mam jeszcze raz dowód na to ,że najświetniejsze opowiadanie nie odda do końca tego gdy jest to pokazane dodatkowo obrazem.
OdpowiedzUsuńTyle wspaniałości się przecież od Ciebie nasłuchałam na temat Waszej wyprawy na Lubelszczyznę ale oglądając tą fotorelację mam jeszcze pełniejszy obraz.
Widać jak bardzo było wspaniale.
Co do śniadania wenezuelskiego to gdy raz się go skosztowało, nie da się już zapomnieć, tego wspaniałego smaku:) Wiem co piszę bo dane mi było przecież kosztować tych pyszności.
Co do zamykanych kościołów macie absolutną rację. Nie jest to gest przybliżający nam Pana Boga.
Okolica przepiękna.Aż przychodzi mi nie pierwszy raz na myśl "cudze chwalicie......"
Moc uścisków i pozdrowień posyłam.
No wlasnie chwalimy cudze, ale to nie przeszkadza by zachwycac sie Swoim...ja to robie, bo 40 lat oddalenia nauczylo mnie patrzec na Polske zachwyconym okiem...sciskam Cie Jutko!
UsuńDla mnie tamta czesc Polski jest w ogole nieznana, zreszta gdyby nawet byla, to pewnie przez te lata, od kiedy mnie w Polsce nie ma, wiele musialo zmienic sie na lepsze. Piekne okolice i chociaz dzieki Tobie moge poznac to fascynujace oblicze lubelszczyzny. :)
OdpowiedzUsuńA nie bywasz w Polsce? masz blisko, Ja to mam daleko!!! pozdrawiam!
UsuńBywam, ale bardzo rzadko i jak juz, to siedze u rodzicow. Problem jest ze zwierzakami, dla ktorych trzeba na ten czas organizowac opieke.
UsuńKiedy rodzice odejda, pewnie przestane w ogole tam jezdzic.
Tez lecialam do Polski dla rodzicow, ale juz odeszli i ciagle mnie tutaj ciagnie...mimo ponad 40 lat tam...
UsuńPiękne zdjęcia, mam nadzieje ze to nie była ostatnia podróż w te strony, pozdrawiam Was bardzo serdecznie! Jestem myślami na naszej wspaniałej wycieczce do Z. :-)
OdpowiedzUsuńJa tez mam nadzieje, i tez wspominam Z, ktorego odkryles nam piekno...z Toba wydawal mi sie duzo piekniejszy niz rok temu...czyli zdales na piatke egzamin przewodnika.
UsuńNie miałam pojęcia o kredowych korytarzach!
OdpowiedzUsuńKredowe korytarze to unikat ...a mnie rozbawil fakt, ze kazfdy sobie drazyl pod swoim domem , sprzedawal krede i tak utrzymywal sie...wiec skala na ktorej miasto stoi jest podziurawiona jak dobry szwajcarski ser...to ostatnie gdzies przeczytalam w internecie....
UsuńUwielbiam Twoje zdjecia Grazynko!
OdpowiedzUsuńJa jak Hana, otwieram oczy ze zdumienia..
Dziekuje ...Pozdrawiam serdecznie
Usuńw polskich krajobrazach najbardziej cenię tą obfitość przyrody-świetne zdjęcia, dobrze oddają klimat zwiedzanych miejsc!
OdpowiedzUsuńTak, w Polsce jedzcze taka obfitosc "obfituje"...oby tak jak najdluzej...pozdrawiam
UsuńCzarowny świat, marzy mi się wyprawa na wschodnie rubieże. Piękne zdjęcia, wspaniale oddają klimat letnich, gorących dni :)
OdpowiedzUsuńWybierz sie na Lubelszczyzne, zachodnie krance bardzo dobrze znasz, pora na wschod.
UsuńNigdy nie byłam na Lubelszczyźnie. Jak widzę dzięki Twoim zdjęciom, bardzo tam ładnie! Może kiedyś tam zawitam :)
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo ladnie, ja dopiero teraz tam sie rozkochuje..
UsuńStokrotkowa dróżka cudowna, robiona z żabiej perspektywy :)) A bociek jak żywy :) ciekawa jestem czy słyszałaś tą historię? Jest w Polsce, nie pamiętam w jakim rejonie, bociek który poszedł na łatwiznę i znalazł sobie stołówkę. Stołówka znajduje się w domu najbliżej połozonym koło jego gniazda . Przychodzi na .... śniadanie o 4:30 i wali dziobem w okno ;)) Robi przy tym hałas porównywalny do ścinania drzewa siekierą :))
OdpowiedzUsuńCo do śniadań wenezuelskich mam pytanie ? Skoro są one tak obfite ,to co Wenezuelczycy jedzą na obiad ? No i są one dość czasochłonne, jeśli trzeba iść na rano do pracy, to też przygotowuje się taki czasochłonny posiłek ? widać że Twój mąż także gotuje, czy to powszechne wśród jego rodaków ? Przepraszam za tyle pytań, ale mnie to interesuje :))
Wszystkie zdjęcia piękne są . Zdolny fotograf i piękny zakątek Polski :)))
O bocku nie slyszalam, ale w Andach mam takiego ptaszka, toche sie nazywa, ktory uparcie mi wali w okno i robi tez niezly halas, nie chodzi mu o jedzenie tylko pewnie wali w swoje odbicie, nie wiedzac, ze to on jest.Na obiad Wenezuelczycy tez obficie jedza...mniej wiecej obiad jest taki ja u nas. Arepy sie robi od setek lat, przedtem zaczynalo sie od tarcia kolb kukurydzianych, teraz maka jest gotowa, i sprawnej gospodynie nie zabiera to za duzo czasu, Bez arepy wenezuelczyk bylby nieszczesliwy, ale jak malo czasu to pije sie tylko kawe a pozniej , gdzies na ulicy , w jakiej kafejce, te arepe sie zjada, Moj maz gotuje bo lubi, ale w Wenezueli coraz wiecej mezczyzn zaczyna uczestniczyc w pracach domowych, wiec to nie dziwi specjalnie nikogo...jak ja wyemigrowalam tam, to P. byl rzadkoscia, podejrzewano mnie o bardzo silny i wladczy charakter, a ja jestem lagodniusia, do rany mnie przylozyc...hrehrehre
UsuńDziękuję za tak wyczerpujące wyjaśnienia :)))
UsuńTo że jesteś łagodniusia to najszczersza prawda :)) Wierzę w to najmocniej :)))
W takie upalne dni wszelkie kopalnie/jaskinie są świetną opcją do zwiedzania. Zdjęcia piękne, jak zawsze ;) Uściski :*
OdpowiedzUsuńA ta szczegolnie bo jeszcze taka biala, czysta...i te 9 stopni..usciski oddaje!
UsuńNiesamowicie wyglądają te kredowe korytarze! Śniadanie wenezuelskie wygląda przepysznie! Piękne zdjęcia i piękne Kresy na nich...
OdpowiedzUsuńA na ostatnich fotkach urocze babie lato:)
Ha, ha, ha:) A'la Chełmoński?:)
UsuńSwietnie Artenka!!! hahaha
UsuńPrzepiękna podróż...
OdpowiedzUsuńMe encanta el post, besos!
OdpowiedzUsuń