Noc była rozchybotana, tłukliśmy się o brzeg, Arte - La Capitana byla względnie spokojna więc my też spokój zachowaliśmy. Obudziliśmy się o pierwszych promieniach słońca, widok miły , lekko złotem maźnięty. Wiatr wiał w kierunku lądu, trzeszczała i obijałą się naszą łódeczka. Śniadanie zjedliśmy celebrując niezwykłe miejsce i piękno wokół...Arte była poważna, jakieś myśli kłębiły jej się w głowie, ale milczała , zajęłam się zwiedzaniem przyległych terenów.
Napięcie rosło, Arte kombinowała jak szczęśliwie odbić od brzegu, stąd jej powaga na obliczu, wreszcie odwazyla sie, odepchnelismy sie od brzegu uzywajac bosaka a potem pagaja, w pewnym momencie padł rozkaz "postawić żagle" i udało się! nie rzuciło nas z powrotem do brzegu! ( Arte mam nadzieję, ześ zadowolona z mojego opisu sytuacji)..
La noche resulto ser intranquila, el velero chocaba contra la orilla...crujia ...Arte - La Capitana se mostraba en calma asi que nosotros permanecimos quietos. Amanecimos con los primeros rayos de sol. el ambiente se vistio de tonos dorados. El viento seguia en direccion hacia la costa, el barquito crujia, golpeaba la tierra. Preparamos el desayuno y lo celebramos encantados de la belleza del sitio, Arte permanecia seria, unos pensamientos la tenian ausente, estaba silenciosa, aproveche para pasear por los alrededores. Pero tuvimos que salir , Arte se armo de valentia y decidio usar el bichero y el remo, ya alejados de la orilla abrimos las velas, gracias a unas maniobras el viento no nos devolvio a la tierra.
Niewiele czasu pozostało na żeglowanie, skierowaliśmy się na południowe wody Jeziora Nidzkiego, znaleźliśmy następne miłe miejsce na spędzenie nocy tuż przed zachodem słońca... kolejnym!
Salimos tarde asi que no nos quedo mucho tiempo para navegar, nos dirigimos al sur del lago Nida, hemos conseguido un lugar acogedor para pernoctar...en seguida comenzo el atardecer...uno mas.
Wejście do kambuzu (Arte sama nie wiem jak zapamiętałam tę dziwną nazwę, brzmiącą wręcz po tatarsku?) zostało zabezpieczony przed inwazją komarów.
Świeczuszki zapalone, nastrój romantyczny ...no i jak nie kochać żeglowanie i Mazury!
La entrada al inerior del velero la equipamos de un informal trapito contra los mosquitos.
Las velitas prendidas, el ambiente se torno romantico
Przed nami ostatni dzień pływania, odbiliśmy dość wcześnie od brzegu, za nami pozostała ciekawa architektura przybrzegowa...przed nami dość długa trajektoria przez całe jezioro Nidzikie aż do portu Pod Dębem. A wiatr? wiatr był bardzo słabiutki i nie w tym kierunku jakbyśmy sobie życzyli...pogoda też nie dopisała, sączyło się z nieba......nic to, należało i takich warunków doświadczyć...żeglowaliśmy 9 godzin...
Fue el ultimo dia sobre las aguas, salimos temprano, atras quedo un interesante invento arquitectonico para bajar a la tierra, nos esperaba un dia de navegar para alcanzar el puerto "Bajo el Roble". soplaba una ligerita brisa en la direccion contraria de la deseable. el tiempo tampoco nos mimaba, caia una garua interminable, pero bueno....nos toco vivr una experienxia diferente...navegamos 9 horas!
Od czasu do czasu trzeba było dobijać do brzegu..
De vez en cuando hubo que hacer paradas
Sobie fotografowałam, robiłam herbatki i kawki..coś do przegryzienia...kuk jak się patrzy!
Tome fotos, prepare te y cafe... unos bocadillos... fui la cocinera de la embarcacion
Już późnym wieczorem dotarliśmy do portu, restauracja i kąpiel, ładowanie telefonów, internet..czyli powrót do tzw. cywilizacji. Rankiem, po zdaniu żaglówki, śniadaniu i dobrej kawie wyruszyliśmy żegnać sie z Mazurami do Mikołajek...
Ya de tarde llegamos al puerto... el restaurante, un bañito, cargamos los telefonos, entramos al internet...o sea nos entregamos a los quehaceres de la llamada civilizacion de consumo. Otro dia por la mañana , despues de desayuno y buen cafe fuimos en carro a la ciudad de Mikolajki para despedirnos de Masuria.
i w takim miejscu pod baldachimem kwiatowym usiadłszy, obiecaliśmy sobie, że to nie jest ostatnia nasza wyprawa na Mazury...
y en este lugar tan inusual, bajo el techo de flores nos prometimos que esta no fue la ultima, nuestra escapada a Masuria...
Jeszcze dęta orkiestra ze Śląska zagrała nam na pożegnanie i skierowaliśmy sie do Warszawy.
Una banda de la region de Polonia, Silesia, toco para despedirnos...sin entusiasmo tomamos carretera a Varsovia.
Pozdrawiam y saludos
Fajnie sobie fotografowałaś, efekty niesamowite i ptaszory Ci tak pięknie pozowały i czapla też, a narzekałaś, że były za daleko :)
OdpowiedzUsuńWygląda na to że rola kuka zbyt uciążliwa nie jest, chociaż chyba zajęcie raczej mocno siedzące :)
Kwiaty w tej knajpce robią niesamowite wrażenie, coś pięknego!!!
Niech Wam się spełnią Mazurskie plany!!! :)
CAły czas pstrykałam, juz mi jest ciężko bez tego żyć...ale Ty mnie w tym przewyższasz...1000 zdjęć za jednym wyjściem...hohoho! ta czapla przeleciala i pstryknelam, żaglówka w ruchu , czapla w ruchu...jakoś ją złapałam..ale te na brzegu nie dały sie podejść, cwaniary...knajpka robiła piorunujące wrażenie, ludzie wchodzili wabieni wiszącymi ogrodami, ale jedzenie nie bylo powyżej przecietności.
UsuńPlany mam nadzieję będą realizowane...
pozdrawiam serdecznie
:) Ten tysiączek to rekord, zazwyczaj jest od 400 do 700, ale tom razą wpierw robiłam sesję nowym dyniakom, a później łabędź żerował 5 kroków ode mnie i usiłowałam uchwycić te krople skapujące mu z dzioba i jego rzęsowe utytłanie :)
UsuńCo do knajpki to wygląda na to, że skalkulowali, że bardziej opłaca się pójść w wystrój, bo to wydatek jednorazowy niż w dobre jedzenie, bo to wydatek ciągły ;)
I co z ta kropla, uchwycilas?
UsuńKnajpka przyciagala przechodniow jak magnes...ja bym tam wracala, bo jednak bylo milo wsrod takich kwiatow siedziec, na dodatek wlascicielka knajpki byla dorodna jak te jej wiszace bukiety i mila wiec polyka sie te mierne potrawy z zadowoleniem.
Taką coby mnie całkowicie zadowalała to nie, ale przy okazji wyszło mi trochę fajnych łabędzich portretów ;) Od wiosny planuję posty o łabędziach i czaplach i ciągle wyskakuje mi coś innego, ale niedługo listopad, wydaje mi się, że to będzie dobry temat ;)
UsuńW taaaakim wnętrzu i doborowym towarzystwie to można zjeść bele co, chociaż ideałem by było, aby i jedzenie było super :)
no wlasnie, tez tak uwazam, dobre czy zle ale bylo pieknie
Usuńale fajowe....ta gazowa zaslonka mi wpadla w oko - niezwykle artystycznie wyszla...
OdpowiedzUsuńBozszsz! gdybys widziala jak pan P. mocowal te gaze, to bylo mistrzowskie urzadzenie, uzyl do tego malowniczej galazeczki ladnie powyginanej, artyzm absolutnie spelniala, co prawda spadala przy wiekszym ruchu, ale spelniala swoja misje, komarow nie bylo w saloonie lajbowym ( Arte mnie skrytykuje za takie bezczeszczenie nazewnictwa zeglarskiego)
Usuńmoze kajuta paradna?
Usuńa nie mieliscie spirali dymnych?
Nie lubie spirali i mam watpliwosci co do ich efektywnosci...a komarow bylo niewiele i mozna bylo przezyc spokojnie. Kajuta paradna brzmi calkiem ciekawie, Arte gdzies sie zapodziala i nie wniosla jeszcze poprawek, czekam i jestem ciekawa co wymysli.
Usuńu nas spirala dziala, ale musza byc przynajmniej ze dwie - jedna na stole, druga pod stolem... tez nie przepadam, glownie za zapachem, ale jakos dziala. czyli moze w zamknietej kajucie to nie ten tego..
UsuńOkreślenia wybitnie artystyczne:) Saloon łajbowy czy też kajuta paradna to: kubryk - dla załogi, mesa - dla oficerów:)
UsuńPo ponad roku wzielo Ci sie na poprawki?
UsuńWitaj Grażynko.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę,aż tyle kwiatów w jednym miejscu to prawdziwy baldachim.Piękny.
Pozdrawiam serdecznie:))
Ja tez takiej obfitosci w zyciu nie widzialam, wiec polazlam tam jak w dym..pozdrawiam cieplo
UsuńOd razu widać, że wyprawa była udana. A jakie zdjęcia.
OdpowiedzUsuńByla udana, a jakze, trzeba powtorzyc!
UsuńDla takich zachodow slonca warto dac sie zjesc komarom. :))) Mam jednak nadzieje, ze gaza skutecznie zadzialala.
OdpowiedzUsuńTych komarow nie bylo duzo, wrecz ich bylo niespodziewanie malo, ale w kambuzie wystarczal jeden by uprzykrzyc zycie, wiec stad ta szmatka!
UsuńTa "szmatka" ma wieloletnią historię, tak więc z szacunkiem proszę:)
UsuńDobrze!!! szmatka z szacunkiem! szacunek oddany z rocznym opoznieniem
UsuńOprócz pięknych mazurskich widoków to jeszcze piękny, kwietny ogródek surfiniowy. I zdjęcia jak zwykle piękne.
OdpowiedzUsuńSurfinie byly wiadomo jakie, nie lubie uzywac tego slowa, ktore jest teraz bardzo w uzyciu!
UsuńPięknie, a zdjęcia z rybką wymiatają.
OdpowiedzUsuńperkozy byly bardzo sprawne jezeli chodzi o lowienie rybek, patrzylam i patrzylam, potem karmily swoje potomstwo, tez piekny widok...
UsuńPerkoz z rybą w dziobie to piękna zdobycz i czapla też. Tak to jest kiedy wiatr wieje do brzegu, a na jeziorze nie wolno używać silnika, ale poradziliście sobie i to najważniejsze. Fajna fota z muślinem przeciwkomarowym.
OdpowiedzUsuńTak, nie mozna bylo uzywac silnika, mimo to widzielismy, ze co poniektorzy je uruchomiali, ale my bylismy poprawni, i nasza specjalistka dala sobie rade...
UsuńTe zdjęcia z kwiatem wodnym - tak piękne, że aż chce się tańczyć!
OdpowiedzUsuńpieknie napisalas, bardzo Twoje jest to skojarzenie...
UsuńZazdroszczę Ci tylu wrażeń. Zdjęcia zrobiłaś piękne. Uwielbiam obserwować ptaki.
OdpowiedzUsuńtez lubie je obserwowac...potrafie godzinami zadzierac glowe npatrzac a drzewa i czekac na jakies ciekawe odkrycie, jakas piekna scene...
UsuńPoczątek świetny i iście po żeglarsku - z fantazją i... daleko od prawdy. Ale za to jak ładnie:) Szmatka muślinowa przeżyła niejedno - w końcu rok w rok na Mazurach funkcję swą spełniała. Kajuta paradna - istne szaleństwo w nazewnictwie - Świetnie:) Ale najciekawsze, najpiękniejsze i najśmieszniejsze jest zdjęcie żółtego ufoludka:) Tak wygląda prawdziwy żeglarz:)
OdpowiedzUsuńDAleko od prawdy? jakiej prawdy? toc to czysta prawda!
UsuńUfoludek mial sztormiak lo raz pierwszy w zyciu...chociaz juz nie pamietam, czy to byl sztormiak autentyczny, cos tam opowiadalas na jego temat!
Wygladal ten ufoludek jak marynarz kuk!
Świetnie, mnie Mazury także się spodobały :)
OdpowiedzUsuńA wakacyjne krainy tez Ci przypadly do gustu? czekam na post!
UsuńEs preciosa, me ha encantado. Besos.
OdpowiedzUsuńGracias Teresa , besitos para ti.
UsuńMusiałam cofnąć się do poprzedniego wpisu, bo przecież ominęłoby mnie tyle ciekawego:-) i dobrze, że nie awansowałaś na żeglarza "technicznego", bo dzięki temu możemy oglądać piękno jezior mazurskich, utrwalonych przez Ciebie, i nie są to zdjęcia nudne tematycznie, jak zawsze wychwyciłaś najciekawsze i przeróżne ciekawostki:-) i jakie wrażenia, Grażyno, bakcyl żeglarski zadomowił się u Ciebie na stałe? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńzadomil sie, i mam nadzieje,ze bede go dokarmiala...sciskam serdecznie
UsuńJa też mam taką nadzieję:) Niezależnie od tego czy się "zadomil" czy zadomowił:)
UsuńWiosna coraz bliżej:)
Oj Arte, to jakas literowka, brak sily w klikaniu, laptop, ktory robi psikusy, pewnie ze zadomowil sie...
UsuńSztormiak bardzo masz profesjonalny, jak prawdziwy wilk morski:)
OdpowiedzUsuńO to dziekuje bo Arte cos opowiadala, ze kupila go w dosc dziwny sposob...
UsuńUwielbiam Mazury, tylko nie tamtejsze komary a przede wszystkim gzy😀Fajne zdjęcia przyrody 😀
OdpowiedzUsuńNie bylo tych zwierzakow na szczescie, komarow troche ale niewiele, naprawde. Mielismy szczescie.
UsuńJak zwykle piękne kadry, z przyjemnością obejrzałem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Na Mazury tylko z przyjemnoscia sie patrzy! tez pozdrawiam cieplo!
UsuńWstęp jak z powieści - fantastyczne wprowadzenie! Ja i woda to dwa odrębne żywioły ale z przyjemnością poczytałam o Twojej kolejnej wyprawie. Zdjęcia jak zwykle zachwycające.
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia Grażynko!
Dziekuje Ewo!
Usuń