środa, 24 października 2018

Jolinkowo z Barbarą...en Jolinkowo con Barbara

 Od dawna miałam... hmmm...  nie wiem jak to nazwać....   pragnienie,  życzenie, chcenie, marzenie  by kiedyś znależć się w miejscu zwanym Jolinkowo,   obserwuję je od 2011 roku, kiedy odkryłam blog Joli opisującej w nim  zmagania w tworzeniu swego miejsca na ziemi,  czekałam na każdy nowy wpis  niecierpliwie...zachwycona okolicą , chałupą, jak nazywa swoj dom Jola,  wystrojem, sposobem na życie, jakie  Jola, sobie wymarzyła.. I w końcu stało się , miałam tam pojechac i to co tak bardzo mnie inspirowalo, zobaczyć. Córka Barbary, Natalia, która o takich miejscach i takim sposobie na życie napisala ksiązkę " Cisza i spokój" pomogła zaanonsować naszą wizytę. Wyruszyliśmy...trochę błądziliśmy bo to miejsce, piękne, malownicze , położone na wzgórzu, otoczone cudnym lasem jest nie proste do znalezienia. Poruszaliśmy się bez GPSu ale przy takich widokach błądzenie nie sprawia kłopotu, jest całkiem miłe.

Desde hace mucho tiempo supe de   Jolinkowo,  una agroturística alejada 60 km de Cracovia, y desde entonces soñé de visitarla,  supé de   ella  en el año 2011 al enconrtar el blog  de Jola  donde ella describía todas las aventuras , percances, trabajos  relacionados con la construcción de su sitio soñado, Cada post de ella fue esperado por mi   con ansiedad, quedé  fascinada por el sitio, casa, decoración de sus interiores y bellos jardines. 
Finalmente  llegó la posibilidad de conocer este magnífico lugar, resultó ser que la hija de Barbara, Natalia,  escribió un libro sobre las agroturísticas de Polonia y conociendo a Jola preguntó si podemos visitarla. en su morada.  Pudimos ...partimos ... no fue facil de encontrarla,  localizada en un sitio boscoso, entre cumbres, con caminitos de tierra, solitaria y nosotros manejando  sin gps,  nos perdimos varias veces, pero que importa una perdida si  gracias a ella  se disftruta de tantas vistas impresionantes.


A z jabłkowym  urodzajem, nie do ogarnięcia w tym roku, spotykaliśmy się co krok i częstowalisśmy  sie hojnie  bo po to te jabłka ich wlaściciele przy drogach pozostawiali.

La cosecha de manzanas  este año fue tan abundandante,  que los propietrarios de los  jardines frutales dejaban en el borde de las carreteras  montañas hechas de frutas para que se sirvieran  los que quisieran llevarselas, nosotros no nos negabamos nunca...


Błądzenie po przepięknej okolicy i... w końcu dotarliśmy do celu...ojej!..ile estetycznych wrażeń!
Medio perdidos por el camino finalmente llegamos al sitio...que impresión tan bonita nos invadió!



"W oddali zamglone szczyty i pola ścielące sie miękko" tak napisała goszcząca kiedyś u  Joli , Lucyna . 
 A lo lejos las montañas envueltas en una ligera neblina,   cerca, los prados tendidos   suavemente...así decribió el lugar  Lucyna, una de las huespedes de Jola.





Przyjechaliśmy... cisza , spokój, błogie uczucie znalezienia się w magiczym miejscu, tylko piesek popatrzył na nas od niechcenia i tę ciszę zaklócił szczekaniem,  poinformował nas, że on tutaj jest bardzo ważny...przypomniałam sobie , że to pewnie Fiona, na dźwięk swego imienia  błysnęła okiem i tyle.

Joli nie było.

Llegamos...silencio,  paz, agradable sentir de que estamos en un sitio de magia,  solo el perro nos miró sin mucha confianza, ladró para mostrarse  importante... de repente recordé   su nombre...Fiona..la llamé pero parecía inmutable.

Jola no estaba en la casa...



No tak...przecież nie podaliśmy godziny naszej ewentualnej wizyty.
Na ganku Elunia, też na nas nie raczyla popatrzeć i dalej niewzruszenie zajmowała wygodny fotel..

Bueeeeno.... nos dimos cuenta que no  avisamos  a que hora nos vamos a presentar en la casa.

En el porche ,  en una butaca, entre almohaditas  se acomodó una gallinita,  Elunia ( conocía su nombre al leer  blog de Jola), lejos de inmutarse  siguió en su sitio.




Zaglądam w okna, pstrykam przez szybę tak na wszelki wypadek, gdyby Jola się nie pokazała.

Hago las fotos del interior  a través de las ventanas...por si Jola no llega y no tendré oportunidad de fotografiar la casa por dentro.





Fiona dalej na nas niby nie patrzy ale tylko niby,  jest czujna..
Fiona sigue mirándonos sin mirar..pero permanece  vigilante.



Obchodzimy dom,  zaglądamy do kóz.
Paseamos por los alrededores, entramos a la casita de los chivos.


"Pająki utkały w oknie firankę"
Las cortinas parecen tejidas por  las habiles arañas.




Elunia opuściła fotel gankowy...pozostawiła cenny prezent.
Elunia  abandonó la butaca... dejó un lindo regalito.









" tu fuksje zwieszają głowy"
Las flores de fucsias adornan las ventanas.



Obok ganku druga kurka zostawiła Joli swój podarek, Ułatwiają jej bardzo robotę, ma wszystko w zasięgu wzroku i ręki.

Al pie de porche, otra gallina deja su regalito, Jola  no lo tiene dificil, todo  está a la vista.




I nagle pojawiły się dwa  pieski,  ktoś wypuscił kozy ...Jola musiała być blisko, zjawiła się z pełnym koszem grzybów...była w niedalekim  lesie, korzystając z kilku dni wolnych od gości.

De repente aparecieron  otros perros, alguien soltó los chivos... llegaba Jola, se acercó cargando una cesta llena de hongos silvestres, fue al bosque aprovechando los días libres de huespedes.



No to mogłam się oddać robieniu zdjęć we wnętrzach chałupy.
Entré a la casa  y puse trabajar mi cámara .






Salon kąpielowy zapiera dech,
El salón de baño quita la respiración.


nawet susząca się pościel  komponuje sie artystycznie z wnętrzem.
Las  sábanas  secándose dan impresión de formar parte de una sofisticada decoración..




Urodzaj orzechów w tym roku był równie  obfity jak ten  jabłkowy..
La cosecha.de los nueces  fue tan abundante como la de las manzanas.



Kuchnia, stól jadalniany
La cocina, la mesa del comedor.



Po przemiłej rozmowie przy herbatce z Jolą ,   wychodzimy z pewnym ociąganiem się...było naprawdę pięknie.

Después de una tertulia  agradable acompañada de un sabrosísimo té abandonamos el sitio con un poco de pereza....


Pozdrawiam  y saludos.

47 komentarzy:

  1. Urokliwe miejsce i pięknie je pokazałaś!!!
    Jednakowoż Elunia w fotelu pomiędzy poduchami, całkowicie wymiata i jeszcze to jajko na dodatek, te zdjęcia na jakiś konkurs by się nadały!!! :)
    Jakieś 20 lat temu fuksje hodowała moja mama w południowym kuchennym oknie, były tak samo piękne i rozłożyste jak te w Jolinkowie.
    Fajnie, że ludziska zamiast te jabłka wysypać na kompost to się nimi dzielą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elunia wymiata...takiej kury nie widzialam, czula sie bardzo dobrze w naszym towarzystwie, w ogole sie nami nie przejela...no cudo!
      Fuksje probowalam hodowac w Andach, gdzie rosna pieknie i widzialam z nich cale ogrodzenia..niemniej mnie one sie w ogole nie udawaly wiec po kilu probach zarzucilam wysilki zwiazane ze zmuszaniem ich do zaprzyjaznienia sie z moim ogrodem. A podobaja mi sie bardzo.

      Usuń

    2. Elunia ani chybi podczytuje Pastelowy kurnik.
      Przypomniało mi się jak to było z naszymi fuksjami, bo one kwitły jak szalone, a potem przestały. Okno kuchenne jest południowe, ale kiedyś kamienica miała oficynę i ona ograniczała dopływ światła po południu. Jak wyburzyli oficynę to światło było od przedpołudnia do zachodu słońca i pewnie to im się nie podobało.

      Usuń
    3. Tak, one sa bardzo kaprysne...

      Usuń
  2. A koty gdzie???????????????

    OdpowiedzUsuń
  3. Kura jest bezkonkurencyjna, ale i suczka niewymownie szczęśliwa i jeszcze zachwycił mnie zlew w beczce. Niezwykłe miejsce, pełne ciepła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elunia kura jest niesamowita...i nawet widzialam, ze lubi sie piescic jak kot...

      Usuń
    2. Zlew w beczce jest genialny, do skopiowania.

      Usuń
  4. Ojesuniu! Jak tam pieknie, bajkowo, przytulnie i w ogole. Lece jeszcze raz sie napawac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozna sie napawac takim miejscem, Jola wlozyla bardzo duzo pracy w swoja chalupe, a na dodatek ma swietny zmysl dekoratorski

      Usuń
  5. Ja też śledzę poczynania Joli od początku chyba. Mam nadzieję, że kiedyś zobaczę na własne oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zawsze podgladalam jej wpisy, jeszcze jak sama piescilam moj dom w Andach, bralam z tego co ona robila idee do mojej andyjskiej chalupy.

      Usuń
  6. Moje gratulacje, za pokazanie tego, co obejrzałaś z Rabarbarą przez te dziewięć dni. Przepiękne okolice i wcale się nie dziwię, że Rabarbara woli jeździć bocznymi drogami, ja również nie lubię autostrad i jeśli mogę jechać, to bocznymi drogami. Jest spokojniej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogusia, nie tylko spokojniej, przede wszystkim piękniej i ciekawiej :))). Co Grażynka pokazuje :)))))).
      Rabarbara

      Usuń
    2. Ja tez!! zdecydowanie wole boczne drogi, drozki..autostrada jest strasznie monotonna, nudna i wariaci na niej rozwijaja astonomiczne predkosci... juz przeciez powinno nam sie nie spieszyc tylko ogladac, pic kawe w przydroznych kafejkach, rozmawiac z przygodnymi ludzmi, zajrzec do sklepikow...np. Rabarbara uwielbia wiejskie piekarnie i znajduje w nich piekarskie cuda!

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Ostatnio jestes bardzo rozmowna blogowo...no ladnie tam jest!

      Usuń
  8. Piękne miejsce. Te wszystkie koronki, falbanki, poduszki, zasłonki, firanki, kwiaty i kurka na fotelu zachwyciły mnie bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola potrafila to wszystko opanowac stwarzajac unikalne wnetrze...a zwierzeta pieknie sie w to wkomponowaly zachowujac sie bardzo godnie. Mnie to wszystko zachwycilo, podziwiam Jole za tyle pracy, ktorą musi codziennie w ten raj wkladac. DZielna jest bardzo!

      Usuń
  9. Grażynko, jak miło zobaczyć Jolinkowo Twoim okiem. Śledziłam jej bloga od początku i byłam i jestem pełna podziwu dla niej, jej determinacji i bardzo ciężkiej pracy jaką włożyła aby stworzyć tak cudwne i niepowtarzalne miejsce.
    Zdjecia zachwycające!

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele z nas Jolinkowo sledzilo, czekajac na kazdy wpis, kazda nowosc, kazda wiadomosc, Jola jest nadzwyczajna kobieta!!! bardzo chcialam ja poznac.

      Usuń
  10. Jolinkowo to wierzę, bo widzę na zdjęciach, ale że z Rabarbarą? Ani kawałeczka jej nie uwieczniłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hrehrehre, z checia bym ja pofotografowala, ale ona sie broni przed tym jak lwica, a jak juz jakies zdjątko uda mi sie zrobic to mam zabronione pod kara smierci by go publikowac, wiec skoro zycie mi mile poddaje sie.

      Usuń
    2. I tu się mylisz Agniecha , na jednym jestem tam jako zgrzyt (a może jako kolor dopełnieniający ;)?) Zgadniesz ? Dojrzysz ;))?
      Rabarbara

      Usuń
    3. Na tym zdjeciu mozna sie dopatrzyc wszystkich oprocz mnie...wszystkich uczestnikow spotkania. Najbardziej kolorowa jest Barbara. Tworzy mily kolorystyczny akcent...jakims cudem, to zdjecie jest i nie wywolalo protestow Rabarbary!

      Usuń
    4. Różowa kurtka stanowiąca akcent dla zielonej konewki? Bo na żadnym innym zdjęciu nie widzę ani śladu człowieka.

      Usuń
    5. Agniecha na tym zdjęciu oprócz różowej kurtki jest sporo Wenezuliosa i śladowy znak czarnego kulanka i białego butka :)

      Usuń
    6. Brawo Agniecha !! :)))***
      Rabarbara

      Usuń
    7. Brawo Marija!! tak tam troje luda jest! Agniecha...Rabarbara najbardziej kolorowa...pieknie gra z zielona konewka i niebieskosciami kobaltowymi wystroju!!

      Usuń
    8. Ty Marija, wzrok masz bystry jak jaki Winnetou. Dopiero po Twojej uwadze zauważyłam całkiem spory kawałek mężczyzny. Ale co się dziwić - w takim natłoku przedmiotów...

      Usuń
  11. Un lugar típico y encantador que me encantaría conocer. Cuando vuelvas a Portugal ven que te enseñe lugares de por aquí. Besos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seria muy bonito encontarnos..igual aqui en Varsovia seria tu guia! besos

      Usuń
  12. Szkoda, że nie można wejść do chaty ludzikiem przez google street, tak bym sobie obracała, patrzyła, przechodziła dalej, i zobaczyłabym Ciebie, i Jolę, i osoby towarzyszące:-) serdeczności dla wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to bylby sposob...a chacie u Joli to najlepiej pobyc troche i przupatrzyc sie dokladnie wszystkim detalom..jest ich bardzo duzo...sciskam

      Usuń
  13. Jakie piekne miejsce! a Elunia jest bohaterka pierwszego i drugiego planu wrecz z tym jajem! I kozy wygladaja na wielce szczesliwe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzeta Joli to najszczesliwsze stworzenia na swiecie...

      Usuń
    2. I to widac :) a kurka na piernatach jest bardzo twarzowa.

      Usuń
    3. Opakowana, bo to jest kura o umyśle naukowca - wykombinowała drogą (zapewne) stawiania hipotez oraz przeprowadzania doświadczeń, że piernaty są dla jajek najbezpieczniejsze ;). A gdyby tak zachłanni ludzie tych jajek nie brali, to w piernatowym cieple jajka same powinny się wysiedzieć ;)))). Nobel dla tej kury ;)!!!
      Rabarbara

      Usuń
    4. Rabarbaro, nie wiedzialam, ze jestes naukowcem! a kura noblistka? No najwyzsza pora, za malo kobiet dostaje nobla.

      Usuń
    5. Zachlanni ludzie??? co podbieraja te jajka?? a ktoz to ktoz...? ja tylko wiem, ze jajka sa smakowite nadzwyczaj! nie wiem skad to wiem ale wiem...

      Usuń
  14. Piekne miejsce, jak z bajki, z sielskich wyobrażeń o życiu na wsi. Wszystko wysmakowane, romantyczne, delikatne i pasujące do siebie. Ale samo sie to wszystko nie zrobiło.Wyobrażam sobie jak dużo roboty to wszystko wymaga.
    Pozdrawiam serdecznie, Grażynko!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak z bajki..patrzylam na wszystko co zgromadzila Jola i nie moglam wyjsc z podziwu jak to pieknie wkomponowala we wnetrzach...ja bym sie zgubila w tej ilosci detali. a tam wszystko ladnie "gra" . A pracy ma na pewno mnostwo, podziw i w tym wgledzie jej sie nalezy!!
      Pozdrawiam Was cieplutko!

      Usuń
  15. Ależ tam cudnie!!!!!!
    Jak w najpiękniejszej bajce...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekalam az odwiedzisz to miejsce, bo jest bardzo przytulne i mile...

      Usuń