no to jedźmy...!
miasteczko pamiętające średniowiecze, położone przy ujściu rzeki Minho do Atlantyku...w swej końcowej części rzeka jest granicą pomiędzy Portugalią i Hiszpanią . Po stronie hiszpańskiej rozsiadło się miasto La Guardia.
Trochę padał deszcz więc moja wnuczka miała okazję by uświetnić miasteczko różowym kolorem. W czasie chodzenia po kamienistych uliczkach sypnęło nawet gradem..
Vamos a Caminha!
Vamos...
La ciudad recuerda los tiempos medievales, situada en la desembocadura de rio Miño al Atlantico...en su parte final el rio hace de frontera entre Portugal y España
Del lado español se halla ciudad La Guardia.
De vez en cuando llovia asi que mi nieta tuvo la oportunidad de lucir el paragua y a la vez adornar la ciudad con un poquito de color rosa. En un momento de paseo nos cayo granizo...
w co trudno uwierzyć patrząc na niebo w momencie kiedy usiłowaliśmy zwiedzić kościół parafialny pod wezwaniem Matki Boskiej Wniebowziętej. Zamknięty na cztery spusty, w końcu to nie byl sezon turystyczny.
Dificil de creer lo de granizo viendo el cielo azul en el momento cuando quisimos visitar la iglesia de Nuestra Señora de la Asuncion. Sus puertas estaban bien cerradas, no fue el tiempo de temporada turistica.
Zaczęto jego budowę w roku 1488, ale ukończono w XVI wieku.
Se inicio su construccion en el año 1488..termino en el siglo XVI
Obok kościoła zaparkował samochód , jego właściciel zadbał by zlał się idealnie z kolorytem domów i ulic.
Nos dirigimos hasta la plaza central, donde junto al ayuntamiento se encuentra iglesia renacentista de Santa Rita Casia, patrona de la ciudad.
Al lado de la iglesia estaba estacionado un carro jugando perfectamente con los coloridos del lugar.
We wnętrzu zwrócił moją uwagę bogato złocony ołtarz z figurką świętej, mnie ujęły dwie figury : Jezusa i Matki Boskiej Bolesnej umieszczone po jego lewej stronie.
En el interior se encuentra cubierto ricamente de oro, el altar con la figura de Santa Rita , me llamaron la atencion dos figuras , una de Jesus y otra de Nuestra Senora de los Dolores colocados de su lado izquierdo.
Kiedy spacerowaliśmy po placu zaczął padać deszcz a nawet sypnęło gradem..znowu różowy parasol dodał koloru szarobiałemu miastu...
Paseando por la plaza comenzo llover y granizar...el paragua rosado avivo los blanconegros de la ciudad.
Jeszcze pojechaliśmy zobaczyć ujście rzeki Minho, po drugiej stronie już Hiszpania.
Nos fuimos hacia la desembocadura del Miño....de otro lado se vislumbra España
a tu jeszcze brzeg portugalski
aqui la orilla portuguesa
przechodzimy przez wydmy będące pod ochroną i pokryte bardzo zieloną trawą i lasem iglastym.
Atravesamos las dunas cubiertas con un verde intenso de la grama y pinos
y llegamos al Atlantico
Miasteczko było jakby uśpione a nas zżerał głód...okazja by pojechac do Viany do Castelo. Po obiedzie należało zjeść jakiś deser ale na ten, obiecany mi już od wielu lat musiałam czekać do 5 po południu. A więc ...poszliśmy w miasto!
Ładnie rozwieszone pranie..mój wkład dla Klubu Podglądaczy Prania, którego przewodniczącą jest Spokostanka ...a kolorki całkiem całkiem, dodają uroku tej wąskiej uliczce.
La ciudad parecia dormida, nosotros necesitabamos a comer...decidimos ir hacia Viana do Castelo. Despues de almuerzo provocaba un postre , para degustarlo tuve que esperar hasta las 5 de la tarde ..
Asi que ...a caminar por la ciudad!
Una ropa tendida de colores pasteles ...añadio un encanto peculiar al lugar.
Na głównym placu wystawa szopek a za oknem na saksofonie mile grał ten młody człowiek
En la plaza central de Viana hubo una exposicion de nacimientos..desde la galeria a traves de la vidriera sonaban melodias tocadas por un saxofonista de la calle.
jeżeli ulice są wyłożone czerwonymi dywanami to znak, że nastał czas bożonarodzeniowy, wszędzie w Portugalii takie czerwone chodniki zdobią ulice sklepikowe.
Las alfombras rojas adornan en la navidad las calles comerciales de la ciudad en toda Portugal...
Muzeum ludowych strojów musiałam zwiedzić...to są stroje z regionu Viana do Castelo
El museo de trajes tipicos de la region., para mi una visita obligatoria
a tu ku memu zdumieniu strój ślubny, w tym regionie pary nowożenców ubierano na czarno.
Me sorprendio el color negro de los trajes de boda de los novios
Największe świętowanie w Vianie odbywa się 20 sierpnia w czasie którego odbywa się procesja z Matką Boską de la Agonia..której oddają się w opiekę rybacy wypływający w morze . jednocześnie ten dzień jest świętem strojów ludowych, których rozmaitość jest bardzo duża w tym regionie. Zrobiłam zdjęcie zdjęcia muzealnego bo mimo, że chciałabym bardzo być w mieście w tym czasie, jeszcze nie miałam okazji by w święcie uczestniczyć...
La mayor fiesta de Viana tiene lugar el 20 de agosto, este dia se homenajea a Nuestra Señora de la Agonia, la patrona de los pescadores que salen al mar en tiempos de tormentas y tempestades, simultaneamente es el dia del traje tipico, esta region demuestra su gran variedad.
La foto es de la foto del museo, levanto en mi un deseo enorme de participar algun dia en esta increible celebracion.
Wychodząc z muzeum dzieci miały okazję by wykazać się swoją fantazją i ozdobić drzewko elementami zdobniczymi w kształcie serduszka charakterystycznego la Viany..
Saliendo del museo los niños tenian dispuestos en una mesita los creyones y corazoncitos, el tipico adorno de Viana, en papel blanco...para que con su creatividad le dieran colores . Despues los colgaban en el arbolito de entrada.
Ya esta!
Ciągle jeszcze trzeba było czekać na obiecany deser!
Dalej chodzimy po uliczkach, w pewnym momencie otworzył się widok na kościół św. Łucji , położony wysoko na wzgórzu, góruje nad miastem.
Todavia sobraba el tiempo para saborear el postre prometido.
Seguimos en las calles, en un momento se abrio la vista hacia el santuario de Santa Lucia, puesto en una cima y reinando sobre la ciudad.
Można się wspiąć na wzgórze i stamtąd podziwiać przewspaniały widok na ujście rzeki Limy do Atlantyku...te zdjęcia zrobiłam rok temu pod koniec września.
Vale la pena subir a la cima y extasiarse con la vista...en Viana el rio Lima desemboca al mar...
estas fotos hice hace un año a finales del septiembre
jest na pewno atrakcyjnym miejscem by wziać ślub!
Lugar atractivo para celebrar las bodas
I w końcu obiecana słodkość...pączki berlińskie, tajemnicą jest ich sposób przyrządzania, szczególnie krem, którym są nadziewane, ma ściśle strzeżoną recepturę.Historia podobna do lizbońskich pasteles de Belem. Pączki są sprzedawane tylko dwa razy dziennie..pierwszy raz w godzinach porannych i drugi około 17 tej. Przed cukiernią ustawiają się długie kolejki. ..kto nie zdąży na czas odchodzi połykając, zrezygnowany, ślinę.
Finalmente llego el tiempo de comprar tan esperado postre..bolas de Berlin! es secreto su modo de preparacion especialmente el de la crema que rellena los dulces, caso parecido al de los pasteles de Belen en Lisboa.
Las bolas de Viana estan a la venta dos veces al dia...una vez por la mañana y una por la tarde ...frente de la pasteleria se forman colas, muchos se quedan sin poder disfrutarlos , suelen acabarse antes de satisfacer a todos.
La pasteleria y los dulces son obra de Manuel Natario, ya ausente pero desde su retrato vigila atentamente el trabajo de los empleados
Odchodzimy z pudełkiem wypełnionym pączkami ze współczuciem patrząc na czekających w kolejce amatorów tego specjału.
Nos retiramos con una cajita llena de dulces compadeciendo a los que esperaban todavia en la cola...
saludo y trago saliva al recordarlos
Bardzo apetyczne te pączusie... a ja jestem łasuchem ;)
OdpowiedzUsuńTen kościół z ostatnich zdjęć jest prześliczny!
Pozdrawiam
Paczusie maja kalorii co niemiara! nie mniej palaszuje sie je a potem zaczyna sie myslec jak spalic ten nadmiar. Ale bedac w Vianie trzeba koniecznie je sprobowac...pozdrawiam serdecznie
UsuńMimo iż padało i gradem sypało spacer był wspaniały, tyle znowu można było pooglądać wspaniałych miejsc. Widoki znad oceanu wspaniałe, jak i różowy "dodatek" na zdjęciach. Pączki, nie rób lepiej ochoty na nie, bo nie wiem, czy będę miała okazję sama spróbować. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTen rozowy dodatek caly czas gosci w moim sercu...ale Ty wiesz na pewno jak to jest! sciskam serdecznie
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZajrzyj do mnie :)))
UsuńWszystko mi się podobało.
OdpowiedzUsuńZwróciłam uwagę na pomysł zostawiania serduszek przy wyjściu z muzeum. Tworzyło się piękne bożonarodzeniowe drzewko, a ile radości w oczach Twojej wnuczki. Piękne fotografie z nad Atlantyku, szczególnie to z rękami rodziców na brzuszku...
Buziaki :)
Portugalczycy sa bardzo kreatywni, jezeli chodzi o zajecia artystyczne dla dzieci...i pewnie nie tylko dla dzieci..Anna Zofia juz niedlugo opusci brzuszek mamy...wszyscy na to czekamy..sciskam serdecznie
UsuńNastępna rodzinna wyprawa godna zapamiętania. Cudowne widoki z kościoła św. Łucji. Moje serce skradł zamknięty dla zwiedzających mały kościółek. Pozdrawiam bardzo ciepło i dziękuje za świetny spacer
OdpowiedzUsuńTak ten kosciolek ma wnetrze bardzo ciekawe...nastepnym razem moze uda mi sie...sciskam
UsuńBardzo atrakcyjna miejscowość. Piękny ten portal przy kościele, sam ołtarz też wyjątkowy.JAk widać można tam mieć wszystko w jednym miejscu. I morze, i góry i zabytki i wspaniałe smakołyki. Przyjemny to był spacer.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Polnoc kraju ma wiele do zwiedzenia i przerozne krajobrazy...mnie osobiscie bardziej odpowiada niz reklamowane poludnie...ale jezeli ktos lubi plaze...to poludnie! pozdrawiam
UsuńWidzę, że młoda dama ogromnie zadowolona z różowej parasolki; to było moje marzenie z dzieciństwa - mieć swoją parasolkę; wspaniałe miejsca do zwiedzania, takie wiekowe, niezniszczone przez wojny; i masz szczęście, Grażyno, do ślubów, ależ welon miała panna młoda; a ja zaraz poszperam w necie za przepisem na pączki berlińskie, może chociaż coś podobnego znajdę, bo wyglądają smakowicie, a jeszcze trochę, i Tłusty Czwartek; pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńZawsze podrozujac po Portugalii i widzac te stare zakatki, place, uliczki ..zaczyna mnie ogarniac smutek,ze Polska byla niszczona przez tyle wojen. Portugalia miala wiele szczescia pod tym wzgledem.
UsuńJezeli chodzi o sluby to rzeczywiscie spotykam je wszedzie! mam tysiace zdjec cudzych wesel...nie opublikowanych.Z tych opublikowanych ...hm...niedawno napisala do mnie jedna z panien mlodych , ktorej slub zamiescilam na blogu! bardzo to ciekawa historia...ciekawa jestem tych Twoich paczkow berlinskich!
sle serdecznosci
Pączki jak pączki, ciasto zwykłe, tylko po usmażeniu nadziewa się je kremem tak, żeby go było widać; na krem też już mam pomysł, może nie będzie tak zjawiskowy jak u samego mistrza wg tajemnej receptury, ale równie smaczny, serdeczności, Grażynko.
UsuńI może napiszesz nam coś o tej "ślubnej" historii.
Sama też miewam ciekawe wpisy od potomków ludzi, którzy kiedyś mieszkali w opisywanych przeze mnie miejscach, albo bywali tam, miłe to.
Mario!!
Usuńpodobno ten krem ma jakies tajemne skladniki, byl rzeczywiscie dobry...
Mam ochote opisac te przygode ,z owym slubem, tylko musze poprosic o pozwolenie..jest to slub chocholowski , kiedys opisalam dwa i zamiescilam zdjecia w blogu. okazuje ,ze ten drugi slub to oczywiscie tak jak pierwszy, slub goralki, ktora w zasadzie mieszka w Chinach i szukajac informacji o Chocholowie natknela sie na moje zdjecia z wlasnego zamazpojscia...napisala do mnie bardzo mily list. Zaczela budowac swoja wlasna strone w internecie..bardzp ciekawa osoba!!! ma w Chocholowie odziedziczona chalupe gdzie prowadzi bardzo piekny pensjonat..pozdrawiam Cie serdecznie
Mimo gradu ja cały czas widzę słoneczko. Może to ten róż wnusi daje taki efekt.Piękne miejsce. Bardzo zachęcające do odwiedzenie szczególnie w sierpniu. Już sobie wyobrażam tę różnorodność strojów. Narobiłaś mi smaczka na pączusie .Czyżby były z jakimś zabajonym kremem? Jak mi zdrowie jutro pozwoli to będę robić takie nasze tradycyjne. Też dobre. Te czerwone dywany -fajna tradycja ale u nas nie do przyjęcia. Zaraz by wyglądały jak brudne ściery. Grażynko , czytałam ostatnio artykuł, że potworny kryzys i bieda w Wenezueli.Oczywiście pomyślałam o Tobie. Na pewno obcowanie z tamtejszą przyrodą wiele wynagrodzi ale jakby co to masz gdzie wracać. Całusy
OdpowiedzUsuńMaszko!!!to prawda. Wenezuela juz od wielu lat jest w kryzysie, ktory ciagle sie poglebia..a teraz juz jest bardzo ciezko. Ceny rosna z dnia na dzien, brakuje wielu produktow w sklepach, trzeba robic polowania zywnosciowe , taki teraz mamy sport, wpadanie do roznych sklepow z kupowaniem co akurat rzucono. Wynik jest taki, ze mam np teraz 5 kg maki, cukier w papierkach, taki kawiarniany, iles tam litrow oleju etc..etc...nas jest dwoje, wiec nie przeszkadza mi to za bardzo, moge jesc co jest, ale ten kto ma dzieci, to nie wiem jak sobie daje rade. Biletow samolotowych nie uzyczysz, wiec nie wiem jak wroce do Poslki...ale wroce!! Mlodzi ludzie uciekaja za granice, i to ludzie wysoko wyksztalceni..moje corki zrobily to juz dawno.
UsuńA ja..coz ja...jezdze po tym tak bogatym geograficznie i przyrodniczo kraju, w tej chwili jestem tak pogryziona przez kleszcze ,ze nie moge sobie znalezc miejsca..to wynik wlazenia w dzungle za ptaszkami. Mam tyle pieknych zdjec, ktore pokaze niebawem...a kiedy przyjdzie czas to do Polski dojade nawet gdybym musiala przedzierac sie przez zielone granice.
Jezeli chodzi o paczki, to chyba masz racje , ten krem musial miec cos wspolnego z zabajone. Caluje cie serdecznie
Na pewno jesteś zahartowana. Przecież my tez przez to wszystko przechodziliśmy. Pozostaje jedynie nadzieja ,że nastąpią jakieś zmiany. Przecież wiecznie nie może tak być. Martwi mnie tylko ten brak swobody podróżowania. Nie sądziłam ,że powrót do Polski może być problemem. A ja myślałam ,że sobie kiedyś tak po prostu odwiedzę Wenezuelę. Wiem ,że unikasz tych smutnych politycznych tematów ( w sumie ja też) więc pokazuj nam co piękne. Czekam na koliberki. Całusy
UsuńPewnie ,ze mozesz odwiedzic Wenezuele, kupno biletu z z Polski nie sprawia problemow. Tylko wybierz sie , kiedy ja tu bede...bede Ci doradca i przewodnikiem i zawsze w moim domu andyjskim mozesz sobie pomieszkac...a ja przeciez mam dziewczynki poza Wenezuela, podwojne obywatelstwo , wiec dam sobie rade.
UsuńMam juz bardzo piekne zdjecia koliberkow i innych ptaszkow, chce tylko skonczyc relacje z Portugalii a potem bede czarowac Wenezuela niepolityczna, Caluje
Świetne miejsce:)
OdpowiedzUsuńPortugalia ma wiele takich swietnych miejsc...ale dla Ciebie niedlugo beda ptaki wenezuelskie...pozdrawiam
UsuńJak zwykle piękne zdjęcia! Dzięki Tobie przeniosłam się w inne, wspaniałe miejsce;-) Pozdrawiam Grażynko
OdpowiedzUsuńDobrze ,ze wrocilas do blogosfery...pozdrawiam serdecznie
Usuńale tam ładnie!
OdpowiedzUsuńi poproszę taki pączek:)
Trzeba po nie jechac do Viany do Castelo i stanac w kolejce...sciskam serdecznie
Usuńaż dziwna historia paczków. Zdawałoby się, że w dobie powszechnej dostępności wszelakich dóbr za pączkami nikt już nie stoi w długich kolejkach- a jednak !
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobały mi się zdjęcia Twojej Rodziny Grażynko !
Serdecznie pozdrawiam
To sa bardzo specjalne paczki, maja fame na cala Portugalie i koniecznie je trzeba sprobowac! Sciskam Cie serdecznie
UsuńGenial la foto de la boda, Un beso
OdpowiedzUsuńEspero que esta vez no me escriban los novios de Portugal, que tome la foto de su boda...ademas de todas mil fotos que tome ensene solo la que menos revela...hasta manana!
UsuńBardzo mi się ta miejscowość podoba, widać, że ma dużo do zaoferowania przyjezdnym i będzie tam co robić. Z tego co piszesz wnioskuję, że warto tam pojechać latem :)
OdpowiedzUsuńChętnie skosztowałabym takiego pączka :)
Pozdrawiam :)
Avelino! warto pojechac do polnocnej Portugalii i powloczyc sie troche po jej miasteczkach i miastach, najlepiej we wrzesniu, lub w czerwcu. Lato czasem bywa gorace. Pozdrawiam serdecznie
UsuńPrzepiękny wpis.Ale mając TAKĄ WSPANIAŁĄ modelkę, jakże mogło by być inaczej:))) To zdjęcie przy serduszkowym drzewku jest niesamowite. Oczywiście dzięki Andrei.Przepiękne.Te nad Atlantykiem są również cudowne:)
OdpowiedzUsuńO tych pysznych pączkach może lepiej niech nie myślę:))
Co do tego pogryzienia przez kleszcze, tak myślałam,że chodziło o ptaszki.
Martwi mnie to co napisałaś o pogłębiających się problemach w Wenezueli.Mam nadzieję, że poradzisz sobie i tak jak planowałaś latem będziesz TU.Z całego serca Ci tego życzę.
Uważaj na siebie. Ucałowania i uściski posyłam, takie zgłębi serca.
Jutko...znowu siedze na torbie i wyjezdzam jutro rano na ptaszkofotografowanie na lagune Tacarigua. Tym razem zaopatrzylam sie w jakies smarowidlo, mam nadzieje ,ze insekty sie do mnie nie zabiora. Ciagle jeszcze jestem jak tarka..pelna kropkowatych wzgorkow. a jako,ze mam alergie to drapie sie i drapie.Biore tez moskitiere, ktora kupilam w Ikea w Polsce! Do domu andyjskiego pojade za tydzien. Mam nadzieje,ze u Ciebie wszystko w porzadku a w lato w Polsce na pewno sie spotkamy, juz cos wymysle by wrocic. caluje mocno
UsuńJaki cudowny kontrast robi ta parasolka! :)
OdpowiedzUsuńGrażynko, podróżować z Tobą to rozkosz : stroje ludowe, widoki na morze, czerwone dywany i żyrandole .......... iście królewska wyprawa. Wszystko to uwielbiam. Co do kolejki za pączkami to w moim miasteczku jak tylko pojawią się jagody jest cukiernia w której od rana bez przerwy stoi kolejka :) Bułki z jagodami droższe niż gdzie indziej:) ale warto. Więc bardzo dobrze was rozumiem :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńQue lindo, tengo que ir. Besos.
OdpowiedzUsuńNiesamowity blog, interesujące artykuły, piękna mała modelka :) Miło poczytać o kraju, którego język dopiero zaczynam zgłębiać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJakaś tęsknota mnie ogarnęła. Za oceanem, rzeką.
OdpowiedzUsuńI te małe uliczki domki. Pomyślałam o ludziach, którzy tam mieszkają
Dziekuję za kolejna wycieczkę. Wnętrza kościołów wspaniałe. A pączki zimą bardzo chętnie do kawy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj Grażynko.
OdpowiedzUsuńZnów pokazałaś nam piękny kawałek europy. Miasto rzeczywiście trochę szare, ale ma charakter,
a kościół św.Łucji po prostu mnie zauroczył. Wspaniały.
Dobrze , że współczesna panna młoda bierze ślub w białej sukni.
Pozdrawiam serdecznie.
PS.A Twoja wnusia z różowym parasolem to jak kwiat wśród kamieni.
Bueno pues me fui de viaje contigo,que belleza este paseo y me ha sido muy grato conocerte, espero podamos reunirnos en otro momento =) besos
OdpowiedzUsuńObejrzałam i przeczytałam z największym zainteresowaniem :) Ciekawy motyw z tymi czerwonymi dywanami na ulicach :D A co do kolorów... W tym regionie pary nowożenców ubierano na czarno, a np. w Japonii ponoć żałobnicy ubrani są na biało :) Świat jest tak różny, a przez to tak ciekawy! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń