Dowiedziałam się o tym miejscu przez przypadek, znajduje się nie tak daleko od nas, po drugiej stronie Meridy...poszukałam w internecie i stwierdzilam, że to jest to! muszę tam dotrzeć. Zajazd prowadzony przez małżeństwo Bravo mieszkające w Caracas, ale spędzające dużo czasu w Andach. Trzeba dzwonić i wyrazić ochotę na odwiedziny, miejsce położone jest w dżungli andyjskiej , gdzie nie ma zasięgu telefonicznego, więc należy dzwonić do Caracas albo zostawić wiadomość na komórce. zostawiłam takową i jakieś dwa dni poźniej dowiedziałam się, że w maju zajazd będzie czynny. Zapowiedziałam się i pojechaliśmy. W sumie około 60 km ale ostatnie 18 km robi się w 45 minut, trudny teren , droga bardzo zaniedbana, ostatecznie 2 godziny jazdy. Nie mniej widoki piękne , piękne zieloniutkie pastwiska , i pasące się dorodne krowy, jakiś staw wśród malowniczych pejzaży. W końcu dotarliśmy, i natychmiast wpadłam w zachwyt a kiedy ujrzałam koliberki fruwające jak oszalałe wokół poidełek, znieruchomiałam i w zasadzie już nie interesowało mnie nic więcej. Znajdowalismy sie na wysokości 2400m nad poziom morza, oznaczało to ,że poznam nieznane mi dotąd gatunki kolibrów.
Casualmente supe de este lugar. Al darme cuenta que no esta lejos de donde vivimos, comence la buscada en el internet, la informacion que obtuve me llamo mucha atencion, asi que decidi visitar La Bravera, una posada ubicada dentro de un bosque nublado a la altura de 2400msnm. Los propietarios señores Bravo viven en Caracas, pero la mayoria de su tiempo lo pasan en Los Andes, piden anunciar las visitas, sin embargo en el lugar no hay señal telefonica asi que deje un mensaje en su telefono celular y espere la respuesta. Dos dias despues me llamaron e informaron que en mes de mayo estara el señor Bravo en la posada. Comenzando el mes nos dirigimos al lugar distanciado escasos 60 km de la casa, los cuales se hacen en dos,horas, los ultimos 18 estan en tan mal estado que atravesarlos dura 45 minutos, pero las vistas son espectaculares, los prados llenos del pasto, las vacas hermosas, un laguito pintoresco , todo esto hace el viaje agradable. Al llegar me encante con todo al instante , y al ver los colibri moviendose en todas las direcciones en busca de nectar de azucar dispuesto en comederos , quede sin aliento y ya no cambie de lugar tratando de fotografiar esta maravilla.
Trochę zdjęć zajazdu zachowującego styl andyjskich zabudowań.
Un poco de fotos de la posada construida en el estilo andino.
Przestronna jadalnia, gdzie pan Bravo oferuje obiady przygotowane własnoręcznie, żona w tym czasie przebywała w Caracas. Pięknie zastawiony stół, w jego centrum szykowne bukieciki...
Espacioso comedor, donde el Señor Bravo sirve el almuerzo preparado personalmente, la esposa estuvo con sus nietos en Caracas. La mesa bellamente puesta, en el centro un encantador ramito de flores.
Przepiękny ogród, na wpół dziki, otaczający zabudowania
Hermoso jardin , con las plantas del lugar, rodeando las cabañas de la estancia.
Takiej kwitnącej passiflory jeszcze nie widziałam, senior Bravo powiedział , że zwie się ona Passiflora Gritensis
Por primera vez vi esta especie de passiflora, el señor Bravo nos dijo que se llama Passiflora Gritensis
a jak koliberki zaczęły posilać się jej nektarem , moje uczucie szczęścia sięgnęło zenitu..
Cuando los colibries comenzaron deleitarse con su nectar, me puse extremadamente feliz!
Przedstawiciel andyjskich kolibrów, lordzik pomarańczowogardły, żyjący tylko w Andach wenezuelskich i kolumbijskich..zobaczyłam go po raz pierwszy i oniemiałam z zachwytu...już nie ruszyłam się nigdzie , zajełam się obserwacją ptaszków.
El representante de los colibries andinos, Angel de Sol Cuelliocre, habita solo las montañas venezolanas y colombianas. Lo vi por primera vez y no deje de perseguirlo! quede en lugar y comence la obserwacion de los colibritos.
To jest jego samiczka, jak zwykle damy koliberkowe są mniej kolorowe
Esta es su hembra, como sucede en esta familia las damas muestran menos colorido.
Elfik wstęgoszyi...ten czasem pokazuje się w moim ogrodzie...
El colibri inca acollarado...a veces visita tambien mi jardin
Jego samiczka trochę inna...
su hembrita un poco diferente...
przysiadła pod misternie zawieszonymi firankami z drobniutkiej paprotki.
Se poso debajo de unas cortinitas de helecho muy cuidadosamente dispuestas.
Amorek zielony, jakiś taki zawstydzony a mnie się spodobały jego biale gaciuszki
Colibri Cabecidorado, parece apenado, pero a mi me gustaron sus pantaloncitos blancos
Uszatek niebieskobrzuchy...bardzo częsty gość także w moim ogrodzie
El Colibri Orejivioleta Grande... muy frecuente visitador tambien de mi jardin
Ten koliberek jest bardzo piękny! zapylak lazurowy, czasem pokazuje się i u mnie, ale inne koliberki odpędzają go bardzo skutecznie...a szkoda bo jest wyjatkowo piękny
Este colibri es demasiado hermoso, es Colibri Inca Ventrivioleta, a veces lo veo en mi jardin, pero otros colibries lo espantan inmediatamente...que lastima ...me gustaria disfrutar de su belleza.
Komecik zielonosterny, też często bywa u mnie.
Colibri Coludo Azul, con frecuencia se posa en las flores de thumbergia de mi jardin.
Elfik złotawy , endemiczny gatunek And wenezuelskich, dał się sfotografować tylko przy poidełku
Colibri Inca alirrufo, una especie endemica de Los Andes Venezolanos, pude fotografiarlo solo en el comedero.
Nadszedł czas żeby coś zjeść...Pan Bravo podał trzydaniowy obiad... na końcu kawę , zaczęło siąpić , tak to zwykle się dzieje w lesie deszczowym, pora jechać do domu.... postanowiłam wrócić , i już w niecały tydzień byłam tam znowu, z mocnym postanowieniem , że nie będę już zajmować się obserwacją koliberków tylko rozglądnę się po ogrodzie, który uważany jest za botaniczny i jest pod opieką Uniwersytetu Andyjskiego w Meridzie, ale o tym w następnym poście.
Llego el tiempo de almorzar..Señor Bravo sirvio tres comidas, sopa, segundo plato y el postre, terminamos con el cafe colado, comenzo lloviznar, como sucede en estas alturas y en el bosque lluvioso,...asi que llego tiempo de irnos ...pero prometi regresar ...no paso una semana cuando ya estuve de vuelta con la firme promesa de no concentrarme en la fotografia de los colibri...quise visitar el jardin considerado por la Universidad de los Andes en Merida com jardin botanico..pero de esto escribire en el siguiente post.
Adios colibries!
pozdrawiam y saludos
Będąc jak zawsze pod niesamowitym wrażeniem piękna pokazywanego Dzięki Tobie, przychodzi mi na myśl jedno. Patrząc na te wszystkie zdjęcia tych cudownych koliberków mam wrażenie jakby one dając się tak pięknie fotografować traktowały Ciebie jako swojego najlepszego przyjaciela. Ja dostrzegam to w ich spojrzeniach:))
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg:))
Moc serdeczności z bardzo ciepłego i w słońcu skąpanego Mazowsza Ci posyłam.
Te kolibry sa tak ruchliwe, ze trzeba miec niesamowita cierpliwosc by zrobic im zdjecie...zrobilam tych zdjec cala mase, wiekszosc byla do wyrzucenia, stalam z aparatem w pogotowiu okolo 3 godzin. Wrocialm do domu smiertelnie zmeczona..ale bardzo zadowolona. Sle buziaki
UsuńDobrze jest się dowiedzieć o takich niezwykłych miejscach i jest później gdzie w weekend pojechać. A miejsce to jak widać warte jest odwiedzenia i dzięki Tobie możemy my też zobaczyć jego niezwykłość.
OdpowiedzUsuńPtaszki jak zwykle cudowne.
Pozdrawiam.
Postanowilam sobie,ze musze tam spedzic przynajmniej jedna noc, by zaczac fotografowanie o swicie. Bardzo lubie takie szukanie miejsc ladnych do zwiedzania...pozdrawiam
Usuńo Boże, jakie ładne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńBlog about life and travelling
Blog about cooking
i ladne miejsce do robienia zdjec! pozdrawiam
UsuńUszatek Niebieskobrzuchy uroczy!
OdpowiedzUsuńGrazynko,takie klimaty to tylko w dzungli i w domach ludzi z miloscia do tego swiata... odcietego jakoby od reszty swiata...
Nawet nie wiesz, jak chcialabym tam byc!
Serdecznosci
Judyta
Uszatek jest sliczny ale rownoczesnie najbardziej wojowniczy ze wszystkich znanych mi koliberkow, w moim ogrodzie odstrasza mi te inne bardzo efektywnie.
UsuńTakie miejsce na pewno by Ci sie bardzo spodobalo, ale ma jedna wade...wilgotnosc powietrza dochodzi do prawie 100%.
buziaki
Już same nazwy ptaszków są zniewalające, koliberki jak z bajki.
OdpowiedzUsuńZrobiłabym zapewne tak jak i Ty - obserwowałabym je bez końca.
No i jeszcze ten deszczowy las i ukryty w nim dom.
Cudne klimaty.
Dobrze, że możemy się wymieniać takimi obrazami. Jak łatwo się podróżuje w dzisiejszych czasach. Przez moment siedziałam koło Ciebie :)))
Buziaki :)
To obserwowanie ptaszkow przechodzi w nalog....ja staram sie czasem od tego zajecia oderwac, ale moja kolezanka, ktora byla tam ze mna nie widzi juz swiata poza obserwacja ptakow...pozdrawiam i sle buziaki
UsuńPreciosas series de los Colibries.Saludos
OdpowiedzUsuńGracias Isidro! los colibries son mi debilidad...saludos
UsuńJak pięknie i sielsko... i jakie cudowne są te ptaki, po prostu niesamowite, wszystkie barwy tęczy!
OdpowiedzUsuńo tak tam jest pieknie! ptaszki zwabione poidelkami sa tak fascynujace ,ze trudno patrzec na cos innego. Pozdrawiam
UsuńDziękuję, że mogłam tam być:)
OdpowiedzUsuńKadry zachwycające, modele pozują po mistrzowsku, ale to zasługa fotografa:)
Grażynko - jesteś niesamowita. Teleportowałaś mnie z Mazur w andyjską dżunglę. Buziaki
a ja dzieki tobie przenosze sie na Mazury, ktore znam bardzo malo a ktore mnie wabia bardzo...moze w tym roku sie tam wybiore! calusy
UsuńZapraszamy:)
UsuńQue maravilla ! tan bonitos los colibricitos , gracias por compartir las fotografias y espero las proximas del jardin , nos mostras una Venezuela que enamora por su belleza , muchas gracias !
OdpowiedzUsuńCariños Alicia.
Hay Venezuela que enamora por su belleza y hay la otra que no enamora!!!yo muestro solo la primera...besos y carinos
UsuńWyszukalas cudowne miejsce i tyyyyle ptakow! A zdjecia sa niesamowite ! Jak z bajek pelnych wrozek!
OdpowiedzUsuńMoim ulubiencem jest uszatek niebieskobrzuchy.
Uszatek pieknie wyglada w sloncu, a szczegolnie, kiedy jest bojowniczo nastawiony i piorka, ktore wygladaja jak uszka odstaja groznie od reszty...ale to trudno jest uchwycic, w poscie o domu koliberkowym Amaranta zamiescilam takie zdjecia...pozdrawiam cieplo
UsuńOglądam i oglądam i ciągle mi mało :) Ten zajazd jest cudowny, może mi się przyśni, to jest takie miejsce, do którego bardzo bym chciała pojechać. Wiem, że to nierealne ale czasem tak sobie o nim pomarzę :) Koliberki fantastyczne, dobrze, że możesz je fotografować a my je podziwiać na Twoich zdjęciach. Nie dziwię się, że trudno Ci od nich odejść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie serdecznie.
Do zajazdu jeszcze wroce ale w przyszlym roku,niedlugo juz bede w Polsce, musze tam spedzic noc, by robic zdjecia o swicie...
Usuńsle serdecznosci
Zazdroszczę Ci Grażynko, że możesz odwiedzać takie piękne miejsca, że możesz fotografować jaśniejszą stronę życia.
OdpowiedzUsuńPotrzebne jest człowiekowi wytchnienie i ten głęboki oddech.
Cudowne miejsce, wspaniała oprawa, rajskie ptaki.
Faktycznie koliberek w białych porteczkach jest zabawny.
Wspaniałe zdjęcia, wspaniały był ten dzisiejszy spacer.
Pozdrawiam serdecznie.
Tak niewatpliwie to jest jasniejsza strona zycia, tej ciemniejszej staram sie nie zauwazac...pozdrawiam cieplo
UsuńPodziwiam Twoją znajomość tylu gatunków kolibrów. Są pięknie ubarwione, nie dziwię się, że wróciłaś. Pobyt w takim miejscu musi być niesamowity w wrażenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nie podziwiaj! te ktore widze codziennie juz znam nawet po sposobie fruwania, ale na ogol posluguje sie niezwykle grubasna ksiazka o ptakach wenezuelskich blisko 900 stronicowa wydana na dodatek w USA przez Princeton University, wazy pewnie 3kg i wszedzie ze mna sie przemieszcza. Oj tak, wrazenia zwiazane z obserwowaniem ptakow sa niesamowite...pozdrawiam
UsuńProstu tracę mowę , gdy widzę takie doskonałości. Stwórca jest wielki.
OdpowiedzUsuńPzryroda jest niesamowita i ciagle nie moge sie nia nacieszyc! sciskam serdecznie i czekam na Twoje wizje natury..
UsuńCudne kolibry.....ale mnie zachwyciły kolorowe chaty i spodobał mi się bardzo pomysł z barwnymi paskami na ścianach !Pozdrawiam :)))))
OdpowiedzUsuńTen barwny pasek powinien byc zawsze niebieski, przy bialych scianach domow...tak bylo tradycyjnie w Andach, zawsze bialoniebiesko, ale teraz juz i sciany przestaly zachwycac tylko biela a i paski zrobily sie wielokolorowe.
UsuńDawno Ciebie nie bylo w blogowym swiecie...pozdrawiam bardzo serdecznie
Ależ to musi być - jest - bajeczne miejsce... jak wszystkie, które pokazujesz, zresztą ;)) Kolibry to klejnociki wśród ptaków, rozumiem Twoją fascynację. A sam zajazd ciekawy, dla mnie egzotyczny, kolorowy, chętnie spędziłabym tam choć krótki urlop ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam czule:)
Pokazuje tylko takie miejsca, opieram sie z pokazywaniem innych, ktorych tutaj jest mnostwo. Lubie wyszukiwac takie perelki... ktore mnie godza z tym krajem. A ten kraj mnoglby byc prawdziwym rajem na ziemi!
OdpowiedzUsuńTo miejsce jest dla ludzi, ktorzy lubia spokoj, cisze, wloczenie sie po dzungli, smakowanie przyrody praktycznie nie tknietej ludzka reka...no i bardzo smaczne jedzenie! ja tam jeszcze wroce bo marzy mi sie wczesny swit w takim otoczeniu...sciskam czule tez!
Cudowne miejsce, zdjęcia z ptakami to czysta poezja:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj ptaki zawladnely moim zyciem! Daja tyle wrazen!!!! sciskam serdecznie
Usuńque lugar tan encantador, desde el camino, hasta el ramito de flores en el centro de mesa...los colibries....simplemente sin palabras, solo hay que admirar una y otra vez las fotos que cada vez son mejores y mas bellas... Impresionante como muestras al mundo la belleza de los sitios, haciendo que uno se olvide de las cosas malas, y piense que todo es asi de bello! me encanta. estas fotos fue un relax para mis ojos! gracias
OdpowiedzUsuńLinda mia!un dia , cuando visites a Venezuela vamos almorzar alli, es un lugar digno de ser visitado y disfrutado. Manana pongo la segunda parte de la Bravera, ya con menos pajaros. Besitos!!!
OdpowiedzUsuńAleż piękne ptaki! :) ślicznie tam
OdpowiedzUsuńps. to są pola na Białołęce warszawskiej (niedaleko M1 w Markach). Pani i tak wybrała te statyczniejsze fragmenty :)
Witaj Grażynko.
OdpowiedzUsuńTo niezwykłe ,że przyroda obdarowała je tak kolorowymi błyszczącymi w słońcu piórkami.Oglądając je ,zapragnęłam zobaczyć je w locie.Obejrzałam filmiki na You Table,"tańczą " pieknie.Te które oglądałam nie są tak kolorowe jak Twoje.Może też nagrasz je w locie.
Pozdrawiam serdecznie:))
Kolory upierzenia koliberkow zaleza od kata padania swiatla, a nie tak dawno przeczytalam ,ze takze od jego wilgotnosci. W tym dniu w Btaverze bylo okolo 90 procentowa wilgotnosc, wiec blyszczalo ze hej!. Jezeli chodzi o krecenie filmu, to jakos sie tym nie pasjpnuje, wole obrazy zatrzymane w czasie, moge wtenczas godzinami obserwowac detale, ktore by mi umknely w ruchu...ale taki film niewatpliwie bylby spektaklem wielkim, tylko trzeba by bylo byc jeszcze na dodatek mistrzem filmowania, bo te ptaszki poruszaja sie niesamowicie szybko. Sle usciski!
OdpowiedzUsuńMiło na Pani blogu, będę zaglądać często :)
OdpowiedzUsuńSpora kolekcja pięknych zdjęć. Te kolibry są bajecznie kolorowe. Szkoda, że w Polsce nie ma takich. Koło mnie najwięcej jest wróbli.
OdpowiedzUsuńWitam Ciebie bardzo wiosennie.Miło i przytulnie tutaj-podoba mi się więc zostaję i rozgoszczę się na dłużej.Zdjęcia są cudne.Pozdrawiam i zapraszam w odwiedziny do Dobrych Czasów.Jola
OdpowiedzUsuńCzytam, oglądam zdjęcia i myślę sobie - dom piękny, ooo - wszędzie pełno donic z kwiatami, jak pięknie, te drewniane krzesła - też piękne, w domu - pięknie, ogród... A potem zobaczyłam tą paradę kolibrów i całkiem mnie zatkało.
OdpowiedzUsuńUszatek niebieskobrzuchy jest moim faworytem, choć wszystkie zachwycają.
W takim domku to ja bym chetnie zamieszkala, najlepiej z gosposia:)patrze na zdjecia i prawie slysze odglosy lasu i zapach sobie wyobrazam, pachnie ciepla wilgocia? pozdrawiam derdecznie. Monika
OdpowiedzUsuńBellisimo tu post, Fotos espectaculaes de los Paisajes, Flores y Colibris, una Belleza, simplemente maravilloso. Un beso
OdpowiedzUsuńCudowne miejsca, kolory, kwiaty, ptaki, zdjęcia... Rozmarzyłam się...:DDD
OdpowiedzUsuńo jak dobrze Cie znowu czytac....pozdrawiam serdecznie!
UsuńHacia tiempo que no visitaba tu blog, y hoy me he dado banquete con las preciosas fotos de tu jardín , con retraso de más de tres meses festejé a San Isidro (el mismo día del cumpleaños de mi nietica) y de postre, me devoré un enjambre de colibríes!!!
OdpowiedzUsuń¡Gracias, Grazy! ¡Me reconcilias con la Venezuela que amo y que tanto extraño!
Besos
Bienvenida al mundo de los blogueros!!!Tu eres la amiga que mas concuerda con lo que escribo..dominas los dos idiomas...polaco y español, conoces y Polonia y Venezuela...y creo que los dos paises son para ti muy queridos...asi que espero que me vas a leer! beso desde Zakopane ya!
Usuń